Lilka, jak co dzień, włóczyła się po mieście, poszukując czegoś interesującego. Jednak dzisiejszy dzień zdawał się nie zwiastować żadnych intrygujących osób, nietypowych eksportów czy czegoś podobnego…
Dziewczynka westchnęła ciężko. Zapowiadało się na kolejny, zwykły, nudny dzień. Cóż, może przynajmniej uda jej się podkraść trochę słodyczy? Lilka potarła ręce i ze złowieszczym uśmieszkiem weszła w jedną z bocznych uliczek, rozglądając się uprzednio, upewniając się, że nikt jej nie zauważy. Króliczousza zmierzała w stronę pobliskiego targu słodyczy. Tam zawsze kręciło się mnóstwo osób, nieco roztrzepana pani Browns na pewno nie zauważy niewielkiego ubytku w towarze…
Któż jednak mógł przewidzieć, że zza rogu wyłoni się rudowłosa, lisowata dziewczyna z lirą zawieszoną na ramieniu? Lilka nie miała cienia wątpliwości, kim może być owa lisowata postać, której ogony rozjarzyły się nagle mocniejszym płomieniem.
-M…Mistrzyni Falka? – spytała z niedowierzaniem w głosie.
-Och, witaj – odpowiedziała trubadurka, witając królikowatą ciepłym uśmiechem – Czyli jednak są ludzie, którzy poznają mnie też po twarzy, co? – zażartowała
Na twarzy Lilki pojawiły się rumieńce. Jeszcze nigdy nie czuła się tak speszona w czyimś towarzystwie. Dziewczynka miała słabość do muzyki, a Mistrzyni Falka była jej ulubioną twórczynią. Zawsze marzyła o spotkaniu z nią, a teraz stała z nią, twarzą w twarz. Nadal nie mogła uwierzyć swoim oczom. Miała wrażenie, że to tylko sen, że obudzi się za parę chwil, rozżalona, że nie mogła chociaż wysłuchać jej ulubionej twórczyni na scenie.
-Jak się nazywasz, słoneczko? – spytała Falka, kucając przy sześciolatce.
-Jestem… La…Lilka – odparła dziewczyna, w ostatniej chwili hamując się przed wypowiedzeniem swojego prawdziwego imienia.
-Nie powinnaś wałęsać się tak sama. Rodzice wiedzą, gdzie jesteś?
Rodzice… Czemu wszyscy pytają zawsze właśnie o nich? Dziewczynka potrząsnęła zaprzeczająco głową. Bardka wstała i wyciągnęła rękę w stronę króliczouszej.
-Chodź, poszukamy ich. Na pewno się o ciebie martwią.
-Nie sądzę. – wymamrotała Lilka cicho pod nosem.
-Coś mówiłaś?
-Nie, nic. Tak pomyślałam… Może zanim udamy się w poszukiwanie moich… rodziców… Zgarniemy coś słodkiego? – zaproponowała sześciolatka, łapiąc Mistrzynię za rękę i odwzajemniając uśmiech.
Falko?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz