Poranne promienie słońca wdarły się przez zasłony w oknie do niewielkiego pokoju padając na łóżko. Westchnęłam i nakryłam głowę bardziej, białą kołdrą, a raczej kocem. Wtuliłam bardziej do siebie futerkową poduszkę, by móc przynajmniej na parę minut znów pogrążyć się w śnie, a ogon otulił się wokół wystających nóg spod pościeli. Parę minut przemieniło się w pół godziny, a później w godzinę. Jak się nie śpi po nocach to ma się za swoje w końcu. Nagle zadzwonił budzik, a wówczas nie ma przebacz ani jeszcze pięciu minut. Leniwie wyjęłam rękę spod ciepłego miejsca i zaczęłam szukać tej przeklętej maszyny, która codziennie wyrywa mnie ze snu. Może i dobrze? Po chwili, gdy udało się wyłączyć to ustrojstwo, wychyliłam głowę i zastrzygłam uszami. Zegarek wskazywał godzinę ósmą, więc do tego niby spotkania mam jeszcze czas. Wstałam i chwyciłam ubrania, które leżały wcześniej naszykowane na ten dzień, po czym szybko niczym strzała wbiegłam do łazienki, by się odświeżyć. Pomieszczenie było białe z dodatkiem błękitu co świetnie pasowało do zawartości. Do wanny wlałam ciepłej wody oraz płynu. Brudne ciuchy rzuciłam do kosza na nie przeznaczonego. Trza kiedyś zrobić te pranie, bo kosz jest już prawie zapełniony. Po dość długiej kąpieli, skierowałam się do kuchni z ręcznikiem na głowie, który zawinęłam w stylu ala turbanu, by włosy szybciej wyschły oraz czystych ubraniach. Ciekawiło mnie, czy ojciec jeszcze o mnie pamięta. Czy raczej zapomniał i zabawia się w najlepsze z swoją kochanką o ile jeszcze takową posiada. Warknęłam, po czym z małego koszyczka wyjęłam czerwone jabłko. Szkarłat. Kolor, który mają, a raczej miały róże w ogrodzie mej rodzicielki. Spojrzałam na owoc i szybko go odstawiłam na miejsce. Bez jedzenia raczej też można się obejść lub później na mieście wskoczyć po jakąś małą przegryzkę. Poszłam do pokoju, gdzie tam zdjęłam "nakrycie" i zaczęłam suszyć białe kłaki, a zarazem je rozczesywać, układając w kucyk. Po zabawie z fryzurą, zapakowałam do czarnego pokrowca skrzypce, zarzuciłam na ramię i ruszyłam w drogę do wybranego miejsca czyli zamku. Rodzinie królewskiej zachciało się muzyki na żywo, a nie z płyty, bądź radia, przez co obiecali niewielką zapłatę. Wychodząc z budynku, na brałam powietrza w płuca, widząc strażników, którzy pełnili wówczas dzienną wartę. Zakryłam głowę kapturem od płaszcza i z kocią gracją prześlizgiwałam się przez szczeliny między innymi osobami. Przechodząc tuż obok przystani, gdzie było można usłyszeć jak ktoś daję występ muzyczny. Jakaś dziewczyna, o ślicznym głosie, lecz teraz nie to mnie interesowało. Chcąc iść dalej, przez przypadek wpadłam na kogoś.
- Przepraszam. - nie spoglądając na pechowca wyminęłam go bardziej zaciągając kaptur. Nie oczekiwałam jakiejś specjalnej odpowiedzi ani kłótni typu "jak idziesz" lub "patrz, gdzie idziesz".
- Nic się nie stało. - dostałam odpowiedź. Byłam przygotowana na zupełnie co innego, a tu proszę. Taka niespodzianka. Przyśpieszyłam kroku, by nie spóźnić się do roboty jaką dostałam. Nie chciałam zawieść klientów, a szczególnie nie tych. Spojrzałam na zegarek na moim ręku. Godzina dziesiąta, czyli mam jeszcze pół godziny dla siebie. Zwolniłam będąc parę metrów od bram wielkiej budowli, a uśmiech mimowolnie sam wtargnął na mordkę. Oparłam się o jedną z kolumn, obserwując bacznie cały zamek jak i to co działo się wokół mnie. Tu to dopiero jest straży! Za pewnie większość mnie pamięta, więc aż tak źle raczej nie jest... chyba. W pewnym momencie bramy się otworzyły, a w nich pojawiła się para królewska, która ruchem ręki dała znać, iż mam wejść do środka co też uczyniłam. W środku odważyłam się zdjąć kaptur, gdyż nie musiałam się obawiać moich drogich znajomych strażników. Przechodziłam przez wiele korytarzy, póki nie trafiłam do wielkiej sali, w której znajdowały się fotele oraz jakieś balony, co mnie zdziwiło. Przecież jakby ktoś z nich obchodził jakieś urodziny to raczej chyba byłoby to ogłoszone w mieście, a nie chowane w tajemnicy oraz nie wzięli by mnie tylko kogoś bardziej... utalentowanego według mnie. Przy drzwiach położyłam pokrowiec i wyjęłam instrument muzyczny, po czym stanęłam w cieniu przy ścianie, by nie było mnie widać. Słychać było parę oraz zapewne ich córkę oraz... ten sam głos, który przy tym zderzeniu. Czyżby wtedy to był nasz królewicz głodny przygód oraz tajemnic? Odczekałam, aż wszyscy zajmą miejsca i nastanie cisza, a wtedy ja zaczęłam grać na skrzypcach, wyłaniając się powoli z ukrycia. Najpierw ciszej, po czym głośniej i bardziej rytmicznie. Od czasu do czasu zerkałam kątem oka na publiczność, na których twarzach zagościł mały uśmieszek. A co, by zrobić, by włączyć do tego również swój głos? Przecież chcieli tylko grę na skrzypcach, bez żadnych gratisów, lecz zazwyczaj lubiłam sprawiać niespodzianki lub łamać zasady. Gdy muzyka ucichła, tylko królewicz miał dalej ten szeroki uśmieszek ma twarzy, który dalej nie znikał. Jakby czekał na dalszy ciąg, jakby coś miało się teraz wydarzyć. No i się doczekał, niech będzie moja starta również. Przesunęłam smyczkiem, po strunach skrzypiec, a tuż zraz... przyłączył się mój głos. Posłałam mu delikatny uśmieszek tak jak zawsze to robiłam, by zachęcić dzieci, młodzież oraz dorosłych jak i starszych do tańca lub wspólnego śpiewu. Muzyka była bardziej skoczna jak i słowa, przez co mogłam bardziej umilić czas słuchaczom.
Po skończonym występie, dostałam wypłatę i zaczęłam pakować swoje rzeczy. Czemu akurat ja, a nie ktoś z większym talentem ode mnie? Zarzuciłam na siebie pokrowiec oraz kaptur. Na sam koniec odwróciłam się jeszcze, by zobaczyć dokładniej tę sale, lecz coś, a raczej ktoś mi w tym przeszkodził. Usłyszałam tylko kroki skierowane w moim kierunku, które zaraz za mną stanęły. Ulżyło mi, iż to nie byli strażnicy, lecz ktoś z rodziny królewskiej. Nie spojrzałam kto to był, tylko walnęłam pierwszy lepszy tekst, który przyszedł mi do głowy.
- Już idę, nie trzeba mnie pilnować jakbym była jakimś... złodziejem, czy coś w tym stylu. - odpowiedziałam poważnym tonem, kierując się w stronę wyjścia.
< Sett? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz