poniedziałek, 31 sierpnia 2015
Od Shiro c.d Laure
-Zepsuliście mi całą zabawę! – jęknęła z urazą dziewczynka napuszając przy tym policzki. Wyglądała za słodko... zdecydowanie za słodko jak dla mnie...aż mnie zemdliło. Sett najwyraźniej zignorował tą skargę patrząc nadal na miejsce gdzie ostatnio zniknęli strażnicy. Widać, było , że martwi się czymś... chwila... on martwi?
-Ale popędzili...aż się za nimi kurzyło! nie wierzę, że udało ci się ich, aż tak spławić, jak ty to zrobiłaś? Mi nigdy się nie udało, nie ważne, czy wyciągałem ich w najciemniejszą jaskinie, czy wysyłałem na nich stado moich największych chowańców - no tak... zaczyna się jego podniecony monolog. - Jesteś niesamowita! Jednak nie męcz straży, bo jak spotkasz generała, to ci łep urżnie, a przy okazji mi....
Pokręciłem głową z niewielkim uśmiechem. Tego to chyba na serio nic nie zmartwi... chyba, że ktoś skubnie mu jego karteczki lub nie wpuści go do świątyni czy jaskini ... wtedy może być źle.
Białowłosy przyklęknął przed króliczkiem (matko.... króliczek...czemu ja to tak zasłodziłem...?) i poczochrał jej brązowe kłaki rozwalając przy tym chyba jakąś kokardkę.
-Jak ci na imię? - spytał w zaskakująco krótki sposób. Dziwnę, że nie zaczął paplać coś w stylu "pewnie słodka. Bo przecież taka kruszynka musi bla bla" ohyda...
<Laure? jakoś nie mogę wyczuć twojej postaci ;-; będę pewnie pisać same myśli..ci moi filozofowie XD >
Od Nocte c.d. Terezi
-Znów milkniesz? Czemu ty tak siedzisz i nic nie gadasz? Przecież nie jesteś niemową.- Przerwał jej zamyślenie głos czerwonowłosej. Nie odpowiedziała jednak, z kamiennym wyrazem twarzy patrząc w nieruchome oczy dziewczyny. W sumie co miała do stracenia? Całkowicie nic, jeśli będzie miała jej dość przegna ją, bądź zgubi w lesie. A na razie mogła to być ciekawa przygoda.
-Tylko pod jednym warunkiem...- Odezwała się z wolna a mała przestała się turlać po trawie i uniosła się na łokciach by podnieść głowę na wilczycę i uniosła pytająco brew.
-Chcę znać twoje imię.- Uśmiechnęła się, było to dla niej tak nienaturalne, że i tak wyglądało to iście diabolicznie.
-Terezi, Terezi Pyrope.- Rzuciła krótko po czym zerwała się na równe nogi. Nocte jednak ani drgnęła, nie śpieszyło jej się podnosić z ziemi.
-Teraz spróbujemy odegrać krótką scenkę! Tak na rozgrzewkę, jeśli mam cię nauczyć gry w sąd muszę z tobą zacząć od podstaw.- Cały czas mówiła machając przed sobą wyprostowanym palcem. -Tylko co by tutaj na pierwszy ogień wymyślić...- Zastanawiała się nawet nie zwracając uwagi na białowłosą. -Sąd na razie nie bo to ci bynajmniej nie wychodzi, więc coś prostszego... może...- Uniosła głowę mrucząc cicho w pełnej konsternacji. Nox nie przeszkadzała jej położyła się jedynie na trawie wyciągając wszystkie kończyny i przeciągając się z głośnym ziewnięciem.
<Terezi? Co wymyślisz?>
piątek, 28 sierpnia 2015
Od Laure c.d. Sett'a
NUUUDAAA
-A gdzie są twoi? – spytałam, przedrzeźniając jego drętwy ton z wysuniętym językiem.
-Nie twój interes – odparł czarnowłosy lodowatym głosem.
-Nie twój interes – znów naśladowałam jego głos.
Wyszczerzyliśmy kły w swoim kierunku, spoglądając na siebie z nienawiścią. Księciunio zaczął wyglądać z krzaków, jakby obawiał się, że ktoś nas usłyszy.
-A może by tak trochę… ciszej…
-Nie wtrącaj się! – wrzasnęliśmy ze sztywniakiem w jednym momencie.
Na reakcję ze strony straży nie musieliśmy czekać długo. Ich rytmiczne, głośne kroki zmierzały wyraźnie w naszą stronę.
Bez zastanowienia zeskoczyłam z drzewa, lądując w krzakach.
-O cholera… Co robimy?! – spytał zaniepokojony lisowaty.
-Chyba już… czas na mnie - zachichotałam ze swoją złowieszczą minką, a po chwili zostały ze mnie już tylko drobinki piasku, targane wysoko przez wiatr.
Na twarzach chłopców rysowała się panika.
-Tak po prostu uciekła?! – zapytał lisowaty, niedowierzającym głosem.
Eh, ludzie potrafią być jednak zabawni. Rozkoszowałam się… przez moment ich reakcją pod okryciem iluzji, jednak strażnicy zbliżali się w nieubłagalnie szybkim tempie. Trzeba ich było jakoś stąd przepędzić… Minęłam niewielki orszak, po czym, będąc jakieś 20 metrów za nimi, ujawniłam się. Zagwizdałam na palcach tak, by mnie usłyszeli, po czym zaczęłam podskakiwać i wymachiwać ręką.
-Stój! W imię władzy królewskiej zostajesz aresztowana!
-Spróbujcie mnie złapać, żółwie!
Po tych słowach ruszyliśmy w tango. Biegłam przed siebie w podskokach, a za mną ganiał cały oddział królewskiej gwardii… Dawno się tak dobrze nie bawiłam… Gdy strażnicy już mieli mnie uchwycić, „pojawiałam” się niecałe 10 metrów przed nimi, wprawiając ich w furię. Nagle moim oczom ukazało się rozwidlenie… Postanowiłam skręcić w prawą stronę, natomiast w lewą uliczkę posłałam swojego „klona”. Oddział stanął w miejscu spoglądając ze zdziwieniem na dwie identyczne postaci biegnące w przeciwnych kierunkach. W końcu dowódca zdecydował o rozdzieleniu się. W ten oto sposób tuzin wartowników podążał za mną, a druga dwunastka ganiała za iluzją, która po pewnym czasie po prostu znikła. Niestety, obszar, na którym działają moje czary jest ograniczony…
Tak więc, gonitwa trwała nadal, niestety dobiegłam do okrągłego placyku, otoczonego z każdej strony domami. Stąd nie było ucieczki… Cóż, będę musiała znaleźć jakiś inny sposób na figle. Podbiegłam na sam środek placu. Już po chwili zza rogu wyłonili się rozwścieczeni strażnicy. Bez zastanowienia rzucili się w moją stronę, jednak… Zanim zdążyli chociażby dosięgnąć mnie końcówką miecza, rozpłynęłam się w powietrzu, pozostawiając jedynie świecący pyłek. Strażnicy poczęli rozglądać się wokół siebie nieporadnie. Byli dokładnie tam, gdzie ich chciałam…
-Gdzie ona jest?!
-Miejcie oczy szeroko otwarte! Nie mogła tak po prostu zniknąć, na pewno gdzieś tu jest.
-Jeest.. – wokół rozległ cię cichy szept.
Gwardia nie była w stanie określić, z której strony pochodzi dźwięk. Na ich twarzach rósł niepokój. Echo głośnego śmiechu wzbudzało w nich paraliżujący strach… Z cieni poczęło wyłaniać się kilkanaście mych bliźniaczek. Wszystkie identyczne… Wśród nich byłam także ja. Wszystkie zaczęłyśmy zbliżać się powoli do wartowników, okrążając ich skutecznie. Nie było już drogi ucieczki… Wiedzieli o tym. Ach, ludzie wyglądają tak śmiesznie, gdy się boją! Zastanawiam się, którego wykończyć jako pierwszego… Może dowódcę? A może tego najlepiej zbudowanego? Tyle możliwości…
-Przestań! Zostaw ich! – do moich uszu dotarł głośny krzyk razem ze strażą spojrzeliśmy w kierunku, z którego się wydobywał. Stali tam nie kto inny jak lisowaty i czarnowłosy. Westchnęłam z niezadowoleniem. A miało być tak fajnie…
Pstryknęłam w palce, a wszystkie klony zniknęły. Strażnicy z istną paniką spojrzeli na mnie.
-No co się gapicie?! Wynocha!
Na reakcję nie czekałam długo. Oddziałek popędził uliczką, niemal nie przewracając się w szaleńczym biegu. Nie zwrócili nawet uwagi na chłopców, spoglądających na całe widowisko.
-Zepsuliście mi całą zabawę! – rzuciłam z pretensją w głosie?
Sett? Shiro? Co powiecie?
Od Terezi c.d Nocte
Po przegranej walce czerwono włosa usiadła spokojnie na trawie i odłożyła swoje ostrza na bok.
- A jak cię zwą? – zapytała, ciekawa imienia wilczycy. Wypadałoby znać imię osoby, z którą się właśnie przegrało pojedynek.
Białowłosa spojrzała znowu na smoczycę i po chwili usiadła naprzeciwko niej, nieco dalej, żeby uniknąć bliższego kontaktu.
- Nocte Venator, lub po prostu Nocte – odpowiedziała przyglądając się młodszej dziewczynie. Ta natomiast skierowała głowę w dół i zaczęła po cichu warczeć, dźwięk chwilę później stał się głośniejszy. Nocte uniosła jedną brew, kompletnie nie rozumiejąc gniewu Terezi. Nadal jest zła za przegraną?
- Ughhh… Czemu musisz mieć takie głupie imię! – smoczyca po chwili wybuchła i wyrzuciła obie ręce do góry – Nie mogę ci wymyślić żadnego drażniącego przezwiska! – następnie wydała z siebie odgłos niczym umierający wieloryb i legła na trawę, twarzą w stronę słońca. Wilczyca tylko wpatrywała się w nią, zaskoczona powodem złości czerwono włosej. Położyła dłoń na swoim czole i westchnęła. To dziecko ma jakieś spore problemy ze sobą…
- A mogę wiedzieć, po co ci wymyślać mnie ‘drażniące przezwisko’? – jej wyraz twarzy z powrotem wrócił do normalnego, nieco ciekawego odpowiedzi – Przecież znamy się chwilę, a i tak przecież się już pewno nie spotkamy… - po części miała rację. Zazwyczaj w takim przypadku każdy by poszedł w swoją stronę. Prawda?
Terezi nagle z powrotem usiadła i skierowała swoją twarz z powrotem do swojej rozmówczyni.
- Po pierwsze; wymyślam te przezwiska, żeby potem innych trochę podrażnić lub zawstydzić przy ludziach, co jest świetną zabawą tak na marginesie, a po drugie; skąd wiesz, że się nie spotkamy? – nagle na twarzy smoczycy pojawił się szyderczy uśmiech. Nocte, znowu nieco zdziwiona odpowiedzią, ponownie westchnęła i spuściła swoją głowę w dół.
- Nie zostawisz mnie w spokoju… Prawda? – w odpowiedzi otrzymała jedynie krótki chichot od Terezi. Sama już nie wiedziała, co czuje. Co prawda, smoczyca była denerwująca i uporczywa jak małe dziecko, ale z drugiej strony udało jej się sprawić, że wilczyca zamiast najzwyczajniej w świecie gdzieś ją zgubić to poświęciła trochę swojego czasu na rozmowę i krótką walkę. Kiedy wilczyca dalej zastanawiała się nad tym co się stało w ostatnim czasie, czerwono włosa znowu przemówiła.
- Powiem tyle; jesteś całkiem ciekawa i podoba mi się twój styl bycia. Jednak zdecydowanie będziemy musiały popracować nad twoimi umiejętnościami w grę w sąd lub inne sceny… - smoczyca machnęła swoim ogonem, uderzając nim o ziemię i na jej twarzy znowu pojawił się szeroki uśmiech.
- Chwila, chwila, chwila. Poczekaj no, ja się tu jeszcze na nic nie zgodziłam! – Nocte natychmiast i głośno odpowiedziała – Nie przypominam sobie, żebym gdzieś podpisała jakiś kontrakt na zabawy w jakieś dziecięce gry z upierdliwym smokiem w pakiecie – zdecydowana biało włosa skrzyżowała ręce na piersi i zmarszczyła brwi.
- A ja nie przypominam sobie, żebyś się nie zgadzała – Terezi po chwili położyła się na brzuchu i oparła brodę o swoje dłonie, nie przestając się uśmiechać – Więc jak? Decyduj się; zgadzasz się na moje towarzystwo, albo wracam do swojego domu i zapominamy o wszystkim? – ciągnęła, próbując wyczuć jaki wyraz twarzy miała teraz Nocte.
<Nocte? Sorka, że tak późno, ale mój laps po pięciu latach postanowił się zepsuć i musiałam go dać do naprawy...>
czwartek, 27 sierpnia 2015
Od Elaine
Poranne promienie słońca wdarły się przez zasłony w oknie do niewielkiego pokoju padając na łóżko. Westchnęłam i nakryłam głowę bardziej, białą kołdrą, a raczej kocem. Wtuliłam bardziej do siebie futerkową poduszkę, by móc przynajmniej na parę minut znów pogrążyć się w śnie, a ogon otulił się wokół wystających nóg spod pościeli. Parę minut przemieniło się w pół godziny, a później w godzinę. Jak się nie śpi po nocach to ma się za swoje w końcu. Nagle zadzwonił budzik, a wówczas nie ma przebacz ani jeszcze pięciu minut. Leniwie wyjęłam rękę spod ciepłego miejsca i zaczęłam szukać tej przeklętej maszyny, która codziennie wyrywa mnie ze snu. Może i dobrze? Po chwili, gdy udało się wyłączyć to ustrojstwo, wychyliłam głowę i zastrzygłam uszami. Zegarek wskazywał godzinę ósmą, więc do tego niby spotkania mam jeszcze czas. Wstałam i chwyciłam ubrania, które leżały wcześniej naszykowane na ten dzień, po czym szybko niczym strzała wbiegłam do łazienki, by się odświeżyć. Pomieszczenie było białe z dodatkiem błękitu co świetnie pasowało do zawartości. Do wanny wlałam ciepłej wody oraz płynu. Brudne ciuchy rzuciłam do kosza na nie przeznaczonego. Trza kiedyś zrobić te pranie, bo kosz jest już prawie zapełniony. Po dość długiej kąpieli, skierowałam się do kuchni z ręcznikiem na głowie, który zawinęłam w stylu ala turbanu, by włosy szybciej wyschły oraz czystych ubraniach. Ciekawiło mnie, czy ojciec jeszcze o mnie pamięta. Czy raczej zapomniał i zabawia się w najlepsze z swoją kochanką o ile jeszcze takową posiada. Warknęłam, po czym z małego koszyczka wyjęłam czerwone jabłko. Szkarłat. Kolor, który mają, a raczej miały róże w ogrodzie mej rodzicielki. Spojrzałam na owoc i szybko go odstawiłam na miejsce. Bez jedzenia raczej też można się obejść lub później na mieście wskoczyć po jakąś małą przegryzkę. Poszłam do pokoju, gdzie tam zdjęłam "nakrycie" i zaczęłam suszyć białe kłaki, a zarazem je rozczesywać, układając w kucyk. Po zabawie z fryzurą, zapakowałam do czarnego pokrowca skrzypce, zarzuciłam na ramię i ruszyłam w drogę do wybranego miejsca czyli zamku. Rodzinie królewskiej zachciało się muzyki na żywo, a nie z płyty, bądź radia, przez co obiecali niewielką zapłatę. Wychodząc z budynku, na brałam powietrza w płuca, widząc strażników, którzy pełnili wówczas dzienną wartę. Zakryłam głowę kapturem od płaszcza i z kocią gracją prześlizgiwałam się przez szczeliny między innymi osobami. Przechodząc tuż obok przystani, gdzie było można usłyszeć jak ktoś daję występ muzyczny. Jakaś dziewczyna, o ślicznym głosie, lecz teraz nie to mnie interesowało. Chcąc iść dalej, przez przypadek wpadłam na kogoś.
- Przepraszam. - nie spoglądając na pechowca wyminęłam go bardziej zaciągając kaptur. Nie oczekiwałam jakiejś specjalnej odpowiedzi ani kłótni typu "jak idziesz" lub "patrz, gdzie idziesz".
- Nic się nie stało. - dostałam odpowiedź. Byłam przygotowana na zupełnie co innego, a tu proszę. Taka niespodzianka. Przyśpieszyłam kroku, by nie spóźnić się do roboty jaką dostałam. Nie chciałam zawieść klientów, a szczególnie nie tych. Spojrzałam na zegarek na moim ręku. Godzina dziesiąta, czyli mam jeszcze pół godziny dla siebie. Zwolniłam będąc parę metrów od bram wielkiej budowli, a uśmiech mimowolnie sam wtargnął na mordkę. Oparłam się o jedną z kolumn, obserwując bacznie cały zamek jak i to co działo się wokół mnie. Tu to dopiero jest straży! Za pewnie większość mnie pamięta, więc aż tak źle raczej nie jest... chyba. W pewnym momencie bramy się otworzyły, a w nich pojawiła się para królewska, która ruchem ręki dała znać, iż mam wejść do środka co też uczyniłam. W środku odważyłam się zdjąć kaptur, gdyż nie musiałam się obawiać moich drogich znajomych strażników. Przechodziłam przez wiele korytarzy, póki nie trafiłam do wielkiej sali, w której znajdowały się fotele oraz jakieś balony, co mnie zdziwiło. Przecież jakby ktoś z nich obchodził jakieś urodziny to raczej chyba byłoby to ogłoszone w mieście, a nie chowane w tajemnicy oraz nie wzięli by mnie tylko kogoś bardziej... utalentowanego według mnie. Przy drzwiach położyłam pokrowiec i wyjęłam instrument muzyczny, po czym stanęłam w cieniu przy ścianie, by nie było mnie widać. Słychać było parę oraz zapewne ich córkę oraz... ten sam głos, który przy tym zderzeniu. Czyżby wtedy to był nasz królewicz głodny przygód oraz tajemnic? Odczekałam, aż wszyscy zajmą miejsca i nastanie cisza, a wtedy ja zaczęłam grać na skrzypcach, wyłaniając się powoli z ukrycia. Najpierw ciszej, po czym głośniej i bardziej rytmicznie. Od czasu do czasu zerkałam kątem oka na publiczność, na których twarzach zagościł mały uśmieszek. A co, by zrobić, by włączyć do tego również swój głos? Przecież chcieli tylko grę na skrzypcach, bez żadnych gratisów, lecz zazwyczaj lubiłam sprawiać niespodzianki lub łamać zasady. Gdy muzyka ucichła, tylko królewicz miał dalej ten szeroki uśmieszek ma twarzy, który dalej nie znikał. Jakby czekał na dalszy ciąg, jakby coś miało się teraz wydarzyć. No i się doczekał, niech będzie moja starta również. Przesunęłam smyczkiem, po strunach skrzypiec, a tuż zraz... przyłączył się mój głos. Posłałam mu delikatny uśmieszek tak jak zawsze to robiłam, by zachęcić dzieci, młodzież oraz dorosłych jak i starszych do tańca lub wspólnego śpiewu. Muzyka była bardziej skoczna jak i słowa, przez co mogłam bardziej umilić czas słuchaczom.
Po skończonym występie, dostałam wypłatę i zaczęłam pakować swoje rzeczy. Czemu akurat ja, a nie ktoś z większym talentem ode mnie? Zarzuciłam na siebie pokrowiec oraz kaptur. Na sam koniec odwróciłam się jeszcze, by zobaczyć dokładniej tę sale, lecz coś, a raczej ktoś mi w tym przeszkodził. Usłyszałam tylko kroki skierowane w moim kierunku, które zaraz za mną stanęły. Ulżyło mi, iż to nie byli strażnicy, lecz ktoś z rodziny królewskiej. Nie spojrzałam kto to był, tylko walnęłam pierwszy lepszy tekst, który przyszedł mi do głowy.
- Już idę, nie trzeba mnie pilnować jakbym była jakimś... złodziejem, czy coś w tym stylu. - odpowiedziałam poważnym tonem, kierując się w stronę wyjścia.
< Sett? >
Od Laure c.d Neriel
Lilka, jak co dzień, włóczyła się po mieście, poszukując czegoś interesującego. Jednak dzisiejszy dzień zdawał się nie zwiastować żadnych intrygujących osób, nietypowych eksportów czy czegoś podobnego…
Dziewczynka westchnęła ciężko. Zapowiadało się na kolejny, zwykły, nudny dzień. Cóż, może przynajmniej uda jej się podkraść trochę słodyczy? Lilka potarła ręce i ze złowieszczym uśmieszkiem weszła w jedną z bocznych uliczek, rozglądając się uprzednio, upewniając się, że nikt jej nie zauważy. Króliczousza zmierzała w stronę pobliskiego targu słodyczy. Tam zawsze kręciło się mnóstwo osób, nieco roztrzepana pani Browns na pewno nie zauważy niewielkiego ubytku w towarze…
Któż jednak mógł przewidzieć, że zza rogu wyłoni się rudowłosa, lisowata dziewczyna z lirą zawieszoną na ramieniu? Lilka nie miała cienia wątpliwości, kim może być owa lisowata postać, której ogony rozjarzyły się nagle mocniejszym płomieniem.
-M…Mistrzyni Falka? – spytała z niedowierzaniem w głosie.
-Och, witaj – odpowiedziała trubadurka, witając królikowatą ciepłym uśmiechem – Czyli jednak są ludzie, którzy poznają mnie też po twarzy, co? – zażartowała
Na twarzy Lilki pojawiły się rumieńce. Jeszcze nigdy nie czuła się tak speszona w czyimś towarzystwie. Dziewczynka miała słabość do muzyki, a Mistrzyni Falka była jej ulubioną twórczynią. Zawsze marzyła o spotkaniu z nią, a teraz stała z nią, twarzą w twarz. Nadal nie mogła uwierzyć swoim oczom. Miała wrażenie, że to tylko sen, że obudzi się za parę chwil, rozżalona, że nie mogła chociaż wysłuchać jej ulubionej twórczyni na scenie.
-Jak się nazywasz, słoneczko? – spytała Falka, kucając przy sześciolatce.
-Jestem… La…Lilka – odparła dziewczyna, w ostatniej chwili hamując się przed wypowiedzeniem swojego prawdziwego imienia.
-Nie powinnaś wałęsać się tak sama. Rodzice wiedzą, gdzie jesteś?
Rodzice… Czemu wszyscy pytają zawsze właśnie o nich? Dziewczynka potrząsnęła zaprzeczająco głową. Bardka wstała i wyciągnęła rękę w stronę króliczouszej.
-Chodź, poszukamy ich. Na pewno się o ciebie martwią.
-Nie sądzę. – wymamrotała Lilka cicho pod nosem.
-Coś mówiłaś?
-Nie, nic. Tak pomyślałam… Może zanim udamy się w poszukiwanie moich… rodziców… Zgarniemy coś słodkiego? – zaproponowała sześciolatka, łapiąc Mistrzynię za rękę i odwzajemniając uśmiech.
Falko?
środa, 26 sierpnia 2015
piątek, 21 sierpnia 2015
Od Sett'a c.d Laure
-Wiem, że tego chcesz - mruknąłem drażniąco. Jej warga delikatnie wygięła się w grymasie rozdrażnienia odsłaniają kawałem białych zębów.
Anari - moja młodsza o całe trzy minuty siostra bliźniaczka- była dokładną kopią mnie z wyglądu, nielicząca faktu, że ona jest pełno krwista i ma niebieskie oczy, a ja biedny mieszaniec z heterochromią. W sumie.... tak jest mi dobrze. Czemu marudzę?
-Stąd do ziemi jest z trzydzieści metrów. Twoje skrzydła odmówią ci posłuszeństwa.
-Znam moje skrzydła lepiej niż ktokolwiek inny więc nie szukaj argumentów bym tu został i zmarnował kolejny wieczór na siedzeniu przy stole z ojcem, który bez przerwy mi truje co mi wolno , a co nie. Potrzebuje wolności! - uniosłem zaciśniętą pięść do góry w geście protestu ,lecz co mi to przyniosło? Zachwiałem się i wypadłem z okna. Ma się ten talent co nie? Zanim się okręciłem głową w dół zobaczyłem wyrozumiały wzrok Anari wychylającej się z okna. Będzie mi to wypominała do końca życia, lecz z jednym miała 100% racje. Moje skrzydełka mają limit do 10 metrów nad ziemią i teraz do jasnej ciasnej nie chcą się rozłożyć, a ja zaraz rozciapam się o bruk. Ja t omam szczęście.
Dwadzieścia metrów, piętnaście, dziesięć, a skrzydełka nadal są złożone jak były, a ja zacząłem szukać czegoś po kieszeniach, gdy tu nagle...puf. Zamiast twardego, zimnego bruku wpadłem w coś miękkiego .
-Tak! - krzyknąłem zdając sobie sprawę, że to tylko wózek handlowy z pościelami i poduszkami. Fart mój nie zna granic.
Wygramoliłem się z powozu już z pomocą skrzydeł i popędziłem w stronę miejsca spotkania.
---parę chwil później---
Namierzanie. Cel obrany. Nalot czas zacząć
Dosłownie zrobiłem nalot na Shiro co skutkowało kąpielą w fontannie. Nie był zadowolony...chwila...on nigdy nie jest zadowolony. Cóż... kiedyś coś z tym zrobię, ale teraz powinniśmy iść zanim strażnicy zaczną łazić. Szukają tego awanturnika z podziemia. bo se pomyślał, że może tak se kraść bezkarnie na powierzchni. Czasami głupota furry mnie dobija.
Nasze obawy jednak się sprawdziły. Zbliżali się ci sztywniacy, więc schowaliśmy się w pobliskich krzakach, a tu niespodzianka. Dziewczynka suseł wisi se do góry nogami na gałęzi i uśmiecha się do nas. I ten tekst na dodatek:
-Wiecie, że niebezpiecznie jest wałęsać się tak późną porą?
Nie wytrzymałem i zacząłem się śmiać, jak człowiek z uszczerbkiem umysłowym. Shiro szybko nałożył bluzę i kaptur na głowę. Biedak musi cały czas łazić w jednej bluzie (w sensie ten sam model D: ) by ukryć swój brak uszu, Ma tylko taki słodki, wilczkowaty ogonek.
-Gdzie twoi rodzice? - palnął prosto z mostu Shiro , a ja raptownie uspokoiłem się.
<Laure?>
Od Laure c.d. Shiro
Jednak i tym razem nie trafili… A to tylko i wyłącznie dlatego, że wierzą we wszystko to, co ukazuje im się przed oczyma. Huh, ludzie są tacy naiwni…
W każdym razie gdy słońce ustąpiło już miejsce srebrnemu rogalikowi, poczułam, że jest dostatecznie bezpiecznie, by się przejść. Ruszyłam wzdłuż głównego rynku. Ostatnie stoiska kończyły już zbieranie resztek towaru i pakowanie ich do skrzyń lub na wozy, by po chwili oddalić się niespiesznie. Nocną porą było tu tak spokojnie… Zaczęłam przysłuchiwać się grze pasikoników. Uwielbiam, te małe, utalentowane zwierzątka, mogłabym słuchać ich godzinami…
Moje zainteresowanie szybko jednak przeniosło się w stronę wielkiej fontanny ustawionej na samym środku rynku. Na jej brzegu siedział młody chłopak, spoglądający w niebo. Wyglądał, jakby na kogoś czekał. Ukryłam się w pierwszych lepszych krzakach i zaczęłam obserwować jego poczynania. Spodziewałam się jakichś intrygujących, nietypowych zachowań, jednak… On po prostu siedział i gapił się w górę, nieruchomy jak posąg.
Już miałam odwrócić się i odejść, jednak niespodziewanie wleciał w niego białowłosy, uskrzydlony lisowaty. Poznaję go… Czy to nie jest czasem ten cały książe, który ma stać się następnym władcą? Dziwne… Co ktoś taki robi sam o tak później porze w takim miejscu?
Bądź co bądź, po dość ostrym wtargnięciu dziedzica tronu, obaj chłopcy znaleźli się w wodzie. Czarnowłosy wyraźnie nie był zadowolony widząc swoje mokre ubranie, jednak lisowaty najwidoczniej się tym nie przejął. Wyczołgał się w fontanny, pomógł czarnowłosemu wstać i, z szerokim uśmiechem na twarzy, przywitał go uściskiem dłoni
-Jak się masz, Shiro? – zapytał lisowaty.
Chłopak imieniem Shiro wzruszył jedynie ramionami, po czym rozejrzał się dookoła i, upewniwszy się, że nie ma nikogo w okolicy, zdjął przemoczoną bluzę w celu wyciśnięcia z niej wody. Wraz z kapturem z głowy czarnowłosego zniknęły także uszy. A więc to był tylko element ubrania? Ciekawe…
Uwagę chłopców przykuły pojawiające się odgłosy marszu. Straż… Co noc przemaszerowują upewniając się, że po ulicach nie szwędają się żadne furry. To taka… Godzina policyjna. Zawsze wypada punkt jedenasta. Jednak dzisiaj była wcześniej… Podejrzane. Lisowaty i Shiro spojrzeli na siebie mocno przejęci i rozejrzeli się nerwowo. Wypatrzyli krzaków i pobiegli szybko w ich stronę. Oczywiście zbiegiem okoliczności były to te same chaszcze, w którym chowałam się ja. Nie chcąc zostać zauważoną, „rozpłynęłam” się w powietrzu i pod osłoną iluzji przedostałam się na drzewo , którego gałęzie zwisały nad krzakami, w których chowała się ta dwójka. Odczekałam spokojnie na przejście straży, a następnie zdjęłam z siebie niewidzialny „płaszcz”, podreptałam spokojnie po jednej z dłuższych gałęzi i, zawierzając na niej nogi, zawisłam głową w dół, niemal nie wpadając twarzą w chaszcze. Jedyne, co dostrzegłam, to odwrócone, niemalże przerażone twarze chłopców. Uśmiechnęłam się prawie złowieszczo i, zakładając ręce na krzyż, wyszeptałam cicho.
-Wiecie, że niebezpiecznie jest wałęsać się tak późną porą?
Shiro? Sett?
Od Neriel
Neriel westchnęła cicho, rozkoszując się miejskimi powietrzem. Rozejrzała się wokoło. Tam ucieka jakiś złodziej, tam przekupka wychwala swój towar... Po prostu coś pięknego. Przeszła przez uliczkę pełną straganów, wesoło pobrzękując na swojej lirze. Mieszkańcy miasteczka przyglądali się jej z zainteresowaniem, co jakiś czas posyłając ciepłe uśmiechy. Może i Falka była Mieszańcem, ale zdążyła już wpaść w ludzkie serduszka. Bo przecież nie można nie lubić Bardów, istot, które swymi twórczymi balladami i umiejętnie graną muzyką wypełniają wieczory pełne nudy, dając wytchnienie od codziennych zmartwień. Szczególnie że Nel była dość znana w swoim fachu... Przechodnie zachowywali od niej pewien dystans, bojąc się dziewięciu płonących ogonów. Nie mogli przecież wiedzieć, że dziewczyna całkowicie nad nimi panuje i nikomu nie mogą zrobić krzywdy. Oczywiście do czasu... Spojrzała na zegar, wiszący na jednym z wysokich budynków. Miała jeszcze trochę czasu... Mimo tego wolała nie spóźnić się na swój pierwszy występ w tym mieście. Następnego dnia zaplanowała pokaz w gospodzie, ale dziś występowała na rynku miejskim. Poprawiła lirę i odrzuciła do tyłu krwistoczerwony warkocz. Przeciskając się przez tłumy gapiów, dotarła na miejsce. Przywitała się z właścicielem małej scenki i po krótkiej wymianie zdań usiadła na drewnianym stołeczku. Przez kilka minut nastrajała instrument, chcąc się upewnić o jego poprawnym brzmieniu. O równej siedemnastej zaczęła koncert. Najpierw zagrała swój najpopularniejszy utwór, tak, aby ludzie mogli się wczuć. Później przeszła do tych mniej znanych. Do miedzianego pudełeczka wpadło sporo monet... Występ zakończyła dwie godziny później. Z uśmiechem na ustach szła przez boczną uliczkę, a przy jej pasie wesoło pobrzękiwała duża sakiewka. W końcu wpadła na kogoś, a jej ogony zapłonęły znacznie mocniej, oświetlając kamienne mury.
<Ktoooś?>
środa, 19 sierpnia 2015
Od Uny
- Kiedyś musisz wyjść, Una. - usłyszałam głos mamy za drzwi. Potrząsnęłam głową. Nie miałam zamiaru nigdzie iść. Już widziałam spojrzenia innych, gdy koło nich przechodzę. Bałam się tego. Bałam się tego wszystkiego.
- Una! - krzyknęła matka i walnęła w drzwi, aż podskoczyłam na łóżku.
- Masz natychmiast wyjść, jasne? Ja nie dam rady wszystkiego robić sama! - powiedziała i otworzyła drzwi. Spojrzałam na nią i pokręciłam przecząco głowę.
- Nie będę nic robić. - oświadczyłam cicho. Spiorunowała mnie wzrokiem. Podeszła do mnie szybkim krokiem i chwyciła za nadgarstek. Pociągnęła mnie, przez co o mały włos nie spadłam z łóżka.
- Mamo...- zaczęłam niechętnie, ale ta zaciągnęła mnie pod same drzwi, po czym je otworzyła.
- Idź i znajdź jakichś przyjaciół.- rozkazała zła. Spojrzałam na nią błagalnie. Jej spojrzenie stało się łagodniejsze. Pełne ... współczucia?
- Proszę. Nie zamykaj się na świat, kochanie. - poprosiła i z uśmiechem wypchnęła mnie na zewnątrz.
Chciałam krzyknąć na nią, ale ta zamknęła drzwi, a ja zostałam sama na ulicy.
Rozejrzałam się. Parę osób się na mnie patrzyło. Zestresowana usiadłam i schowałam głowę między kolanami. Co raz bardziej się stresowałam.
< Ktoś?XDD>
poniedziałek, 17 sierpnia 2015
Od Elaine c.d Michael'a
- Czyli tylko my o nim wiemy. Przepraszam, że naruszyłem twoją prywatność, bo wygląda, że jesteś przywiązana do tego miejsca... jeżeli chcesz, opuszczę je. Natychmiast i już tu nie wrócę. - spojrzał na mnie, od czasu do czasu się jąkając. Westchnęłam i schowałam broń, zaś cały czas byłam ostrożna, chłopak odwrócił się, a swoje kroki skierował w stronę wyjścia, lecz zatrzymał się słysząc mą odpowiedz.
- Nie. Zostań jeśli chcesz, ja i tak już miałam iść, lecz nikomu nie masz prawa mówić o tym miejscu, rodzinie, znajomym dziewczynie lub chłopakowi, NIKIMU. A i pamiętaj następnym razem. Nie przepraszaj za coś, czego nie zrobiłeś. - mój ton stał się bardziej poważny. Nie dałabym, by ktoś zniszczył to nad czym pracowałam. Nad czym spędziłam noce, jeśli coś mnie dręczyło i chciałam sobie ulżyć w ten oto sposób. Na mojej twarzy nie było widać żadnego nawet najmniejszego uśmiechu, lecz kamienny wyraz. Odwróciłam się, zakładając na głowę kaptur od płaszcza, a wtedy poczułam dłoń na swoim ramieniu. Złapałam za nią i z wielką siłą przerzuciłam mężczyznę, który zaraz znalazł się na ziemi. Warknęłam pod nosem, mówiąc od czasu do czasu jakieś przekleństwo.
- Za co to było? Chciałem tylko... podziękować, że pozwoliłaś mi t...
- Słuchaj uważnie, bo więcej nie powtórzę. Mnie się nie dotyka, okay? - przerwałam mu, kucnęłam koło niego mając szyderczy uśmieszek na twarzy. W oczach chłopaka można było dostrzec małą iskierkę przerażenia, a zarazem zaciekawienia. Wstałam i otrzepałam się z kurzu, po czym udałam się w stronę wyjścia. Najwyraźniej chciał coś do powiedzieć, lecz ja już tego nie słyszałam, bo znalazłam się na zewnątrz budynku. Zaciekawiła mnie jedna rzecz. Jak do cholery znalazł to miejsce i co on niby przy nim robił?! Zaśmiałam się pod nosem, mając nadzieję, iż nie wpadnie na durny pomysł i nie polezie za mną. Lecz po co miałby iść za mną? Z ciekawości, czy raczej po to, by mieć jakiekolwiek towarzystwo? Uspokoiłam się, patrząc na gwiazdy na ciemno niebieskim, wręcz czarnym niebie. Przyśpieszyłam słysząc znajome mi już kroki, lecz na marne.
- A mogę wiedzieć przynajmniej jak masz na imię? Jeśli... można... - szedł tuż koło mnie, co trochę się przeraziłam, lecz nie dałam po sobie tego poznać. Nie jestem taka jak wszystkie. Jestem inna.
- Elaine, więcej ci chyba do szczęścia nie potrzeba, prawda? - zaśmiałam się cicho, a mężczyzna widać nie wiedział co ma ze sobą robić. Czy śmiać się, czy płakać, choć ja na tym się raczej nie znam tak jak i na miłości oraz modzie. Kto to w ogóle wymyślił?! Po mojej odpowiedzi nastała grobowa cisza, z której się nieco ucieszyłam. Teraz tylko tego potrzebowałam. Szczerze mówiąc to nie przepadałam za pytaniami, bo zazwyczaj ja zasypuje kogoś nimi. Westchnęłam głośno i zaczęłam iść coraz to szybciej, by zgubić nowo poznaną mi osobę. Nie to, że nie znosiłam go, czy coś w tym stylu. Wręcz przeciwnie. Ciekawiła mnie jego osoba, to jak tu dotarł i nie wpadł w panikę jak normalny mieszkaniec tego cudownego królestwa. Oraz historia. Moim zdaniem to zazwyczaj historia mówi wszystko o kimś jaki był jest i będzie tak samo jak i czyny. Przygryzłam dolną wargę, przez co syknęłam cicho. Kilka metrów przed białowłosym stanęłam i nie odwracając głowy w jego kierunku ruchem ręki pokazałam, by ruszył za mną. Sama nie wierzyłam w to co robię, lecz co szkodzi spróbować? W końcu... do odważnych świat należy! Po krokach mogłam domyślić się, że zamiast spokojnie podejść, podbiegł przy okazji potykając się chyba o kamień i prawie wpadając na mnie. Prawie, ponieważ szybkim ruchem zablokowałam upadek, przez co trochę to śmiesznie wyglądało. Wybuchnęłam śmiechem, a Michael spiorunował mnie wzrokiem, co spowodowało jeszcze większy śmiech. Po krótkiej chwili i kilku próbach, opanowałam się i poklepałam znajomą osobę po ramieniu.
- Z czego tak... się śmiałaś? - spytał z zakłopotaniem w głosie, co mnie troszeczkę zdziwiło. Nie dość, że wielki to i nie wie co ma w danej chwili zrobić, przez co z jednej strony według innych jest uroocze.
- Zawsze masz takiego pecha? Tylko szczerze. - ruszyłam powoli w stronę karczmy, bardzo znanej i lubianej przeze mnie karczmy, w której zawsze opowiadane są legendy, historię oraz opowiadania, których bardzo miło mi się słuchało.
- Tak, nawet bardzo często. Przepraszam tym razem za to. - zarumienił się delikatnie, biorąc rękę na kark i kłopotliwe się drapiąc.
- Wiesz, mam coś dla ciebie tylko musisz iść za mną do tej karczmy. Hmm? - pokazałam na palące się w oddali jasne światełko, które co jakiś czas gasło i zapalało się ponownie. Przytaknął tylko głową, więc ruszyliśmy do wybranego przeze mnie miejsca. W połowie drogi zaczęłam coś nieświadomie nucić pod nosem, a później coś tam od czasu do czasu śpiewać. Jakoś samo mi się tak wyrwało, lecz chłopakowi to chyba nie przeszkadzało, bo nawet nie przerwał słowem, ani ruchem. Po prostu słuchał tego... co zaczęło wydobywać się z mojego gardła, czyli delikatny jak i cichy głos układającyukładający się ponownie w tekst piosenki. Gdy dotarliśmy na miejsce, zamilkłam, a z głowy zdjęłam nakrycie, przez co można było zobaczyć białe włosy jak i uszy. W oczach pojawił się jakby radosny błysk. Weszłam do środka, idąc jak zawsze do swojego miejsca przy barze, które zazwyczaj było... puste. Siadłam na wysokim, czerwonym krześle barowym i zamówiłam dwa napoje bez alkoholowe.
< Michael? >
witamy! :3
niedziela, 16 sierpnia 2015
Od Michaela c.d Elaine
Po kilku godzinach snu, postanowiłem zwlec swój jakże wielmożny tyłek ze swojego mięciusiego łóżka. Na moje nieszczęście było ono nadzbyt wygodne i po prostu nie chciało się z niego wyczołgiwać. Powiem, by pochowali mnie w tym łóżku. Ooo tak, przykryty mięciusią i ciepłą kołdrą, z głową ułożoną na najlepszej poduszce świata, odejde w spokoju z tego świata. Zasnąć na wieki na takim materacu. Ach, marzenia... a jeżeli chodzi o wstawanie... byłoby wszystko OK gdyby nie sam fakt iż obudziłem się akurat gdy słońce chowało się za horyzontem, a na niebo wkraczał jakże srebrzysty tej nocy księżyc, ciągnąc za sobą granatową kotarę, na której powyszywane były małe, białe punkciki. Lubię opowiadanie o naturze, jakby była to bajka, opowiadana przez starsze pełnokrwiste babcie, które codziennie wieczorem siadały przy kominkach, na swoich bujanych fotelach, brały swoje wnuczęta na kolana i przekazywały im cudowne i wymyślne historyjki, by te na starość mogły to samo robić ze swoimi potomkami.
Wyczołgałem się spod ciepłej, puchatej pierzynki i już chciałem wstać, gdy moje szczęście musiało mi dopisać, przez co wylądowałem pyskiem na ziemi, z nogami przewieszonymi nad głową. Jedna moja łapa zaplątała się w pościel, przez co najzwyczajniej w świecie się potknąłem. Wydałem z siebie jęk niezadowolenia i wstałem, wyciągając tylną kończynę z białego materiału, który niósł śmierć. Zrezygnowany, zgarbiłem się lekko i wpychając "ręce" do kieszeni moich beżowych spodni, skierowałem się do kuchni, by chociaż napić się herbaty. Gdy wstawiłem wodę, przygotowałem kubek i wyjąłem zieloną herbatę, przypadkowo powąchałem koszulkę, pod pachą. Zatykając nos wyjęczałem głośno: "Ooo fuj! Kurna, jak jedzie!", by w końcu ruszyć się przebrać. I umyć... szczególnie umyć.
Stałem już przed lustrem, przeczesując pazurami moje długie, śnieżnobiałe kosmyki. Wpatrywałem się to w niebieskie, to w czerwone oko, zastanawiając się, które zakryć. Nie miało to większego znaczenia, bo przecież jest już ciemno, ale jakoś się już do tego przyzwyczaiłem i nie wyobrażam sobie wyjścia z domu z obojgiem odsłoniętych ślepi. Zdecydowałem, że dziś padnie na niebieskie. Jest za delikatne i nie odstraszyłoby potencjalnych napastników, tak skutecznie jak czerwone. Więc zaczesałem boczne kosmyki na moje oko, po czym ubrałem się i ruszyłem do kuchni, gdzie czekała już zagotowana woda. A włosy niech same się suszą. Naturalnie.
Przechadzałem się uliczkami. Dziś postanowiłem przejść się do miejsca, który odnalazłem dość niedawno. A mianowicie do starego budynku w którym znajdował się mały ołtarzyk. Nikt tam nie przychodził, chociaż nie byłem tego pewien, bo rośliny przy nim były zadbane, w przeciwieństwie do tych obrastających ten dom, z którego odrywał się tynk, a ściany prawie się waliły. Niepostrzeżenie przemknąłem kilkoma alejkami, wyminąłem trzy czy cztery kamienice i znalazłem się przy tym ledwo stojącym gmachu. Bardzo cicho wszedłem do środka. Jednak zdziwiłem się, bo słychać tu było śpiew. I to bardzo ładny. Samica miała niezwykle czystą barwę. Nie zrażony tym zbytnio, wkroczyłem głębiej, kierując się do kapliczki. Zamilkła. Uklęknąłem przed ołtarzykiem i zacząłem cicho się modlić. Czułem się wtedy jakbym rozmawiał z mamą. Jakby ołtarz był poświęcony jej, choć to nie było możliwe. Z tyłu dobiegły mnie kroki, po czym kilkanaście centymetrów od mojej osoby, ukazała się broń. Przełknąłem ślinę, moje uszy zjechały do tyłu, ukazując tym samym moje przerażenie. Jednakże zaryzykowałem i wyciągnąłem moją długą łapę w stronę pistoletu, po czym przesunąłem lekko lufę, by ta nie celowała we mnie.
- Kim jesteś?- to była zapewne ta samica, która uwcześniej śpiewała- Kim jesteś i co tu robisz?
- Ja... ja przepraszam, jeżeli ci przeszkodziłem, ja... nie chciałem, nie wiedziałem, że nie wolno... egh...
- Kim jesteś?- na to wstałem. Widziałem przed sobą drobną postać, której futro było albo białe, albo szare. Nie mogłem tego określić przy tym oświetleniu. W każdym razie byłem od niej wyższy o jakieś trzydzieści centymetrów, przez co musiała zadzierać głowę by na mnie patrzeć.
- Nazywam się Michael.
- Jak znalazłeś to miejsce? Szedłeś za śpiewem?
- Nie. Znam to miejsce od jakiegoś czasu. Wydaje się przyjemne, ta aura roztaczająca się wokół dodaje mi otuchy. Jestem tu już któryś raz.
- Ilu osobom już powiedziałeś o tym miejcu?
- Żadnej. Wiem o nim ja i ty. No chyba, że ty wyjawiłaś o tym miejscu informacje kilku innym.
- Nie.
- Czyli tylko my o nim wiemy. Przepraszam, że naruszyłem twoją prywatność, bo wygląda, że jesteś przywiązana do tego miejsca... jeżeli chcesz, opuszczę je. Natychmiast i już tu nie wrócę.
(Elaine?)
piątek, 14 sierpnia 2015
Od Elaine
< Ktoś? >
Od Nocte c.d. Terezi
-Nie traktujesz mnie poważnie co?- Warknęła ponownie atakując, ale dla białowłosej nie była to przeszkoda sparowała równocześnie oba miecze i odbiła je z taką siłą, że właścicielka była zmuszona cofnąć się o dwa kroki. Taka właśnie pozycja doskonale sprzyjała wilczycy do kolejnego ataku. Doskoczyła do czerwonej i kopnęła kolanem pod żebra unosząc ja na metr w górę. Gdy upadła na ziemię zakasłała cicho i zmarszczyła nosek podnosząc głowę na przeciwnika.
-Widzę że bez tego nie dam rady.- Na jej usta wpełzł wieloznaczny uśmieszek po czym ruszyła do ataku znów celując w odkryty brzuch nie zdołała jednak tym razem bo powstrzymało ją okute zimną stalą ramię. Nie zatrzymała się jednak i dalej atakowała zadając całą serię ciosów. Nocte wiedziała już na czym polega jej taktyka, ona przewidywała ruchy przeciwniczki, ta jednak na ułamek sekundy zmieniała całkowicie ruch myląc przeciwnika. Smoczyca zatrzymała nawałnicę ciosów i stanęła ciężko dysząc, podczas gdy nawet nie zmachana białowłosa patrzyła na przeciwniczkę lodowatym okiem które było wręcz kontrą do drapieżnego uśmiechu.
-I co?! Znów będziesz tak stać sobie i nic nie mówić dzikusko?!- Warknęła wręcz krzycząc z przepełniającej ją furii. Nie czekała na odpowiedź, dobrze wiedziała że nie ma na co czekać i ruszyła do kolejnego ataku. Tuż przed celem zwinęła się niczym wąż i wystrzeliła dwa razy szybciej. Coś jednak nie pasowało... jej cel ani drgnął. Gdy już miecz miał wbić się w ciało wilczycy, stało się coś czego nawet umiejętność przewidywania dziewczyny nie mogły przewidzieć. Białowłosa nagle rozpłynęła się a smoczyca stała sama na polanie.
-Tchórzysz?! Ha wiedziałam!- Wydarła się chrapliwie, ale cały czas węszyła zaciekle starając się namierzyć przeciwniczkę. Gdy jednak nie czuła nawet jej śladu wpadała w coraz większą dezorientację.
-Zabiłam ją? Może była przeklęta? Z pewnością wyrok był dobry. Tak zabiłam ją!- Zawołała z tryumfem w głosie i podskoczyła zadowolona. Zamarła jednak nagle nasłuchując.
-Kto tam?- Zapytała ostrożnie podchodząc do krzaków. -Kto tam pytam!- Warknęła tnąc gałęzie krzewów.
-Ja...- Lodowaty głos za wibrował tuż za smoczycą sprawiając że wokół zrobiło się dziwnie chłodno. Smoczyca nie zdołała zareagować gdy nagle nie wiadomo skąd zaatakowała wilczyca wpierw raniąc dziewczynę w brzuch z precyzją odwzorcowując cięcie zadane wcześniej jej samej. Smoczyca skrzywiła się nieznacznie ona czuła ból, wilczyca pozazdrościła jej tego trochę. Długo jednak nie stała bo ponownie klingi złączyły się w nieludzko szybkiej wymianie ciosów. Nagle jednak na bok odleciała jedna klinga, a tuż za nią druga i pozostała jedynie białowłosa stojąca z przyłożonym ostrzem do szyi smoczycy. Stały tak dłuższą chwilę.
-Zabawa skończona...- Powiedziała nagle wilczyca odejmując ostrze od krtani przeciwniczki. A ta chwilę zamrugała niepewnie.
-Słucham?- Zapytała w końcu, gdy Nocte zbierała wbite w ziemię ostrza dziewczyny.
-Mogłabym cię zabić, ale po co? Nie zapłacą mi za ciebie, a i kiepski byłby z ciebie obiad. Za to dobrze się bawiłam, choć fajnie by było gdyby taki dzieciak jak ty...- Nie dokończyła bo mała warknęła głośno.
-Nie nazywaj mnie dzieciakiem!- Zacisnęła pięści z złością.
-A niby czym dla mnie jesteś? Małym dzieciakiem bawiącym się bronią, ile masz lat? 12? 14?- Nocte sama była zdziwiona że tyle mówi, zazwyczaj unikała jakichkolwiek rozmów.
-16, mam 16 lat ty głupia dzikusko- Burknęła pod nosem
-A to przepraszam, mimo to wciąż jesteś dla mnie jedynie dzieckiem.- Odpowiedziała spokojnie odkładając miecze w ręce właścicielki z całkowicie obojętnym wyrazem twarzy. Do smoczycy dotarło, że ta przed nią, nie boi się jej, nie wywiera też na niej jakiegokolwiek wrażenia przedstawienie przez nią prowadzone i nie zawaha się ona zabić.
-A jak cię zwą?- Zapytała siadając spokojnie na trawie. Starała się by jej ton była w miarę miły choć i tak był zimny jak lód i zdawał się mieć w poważaniu rozmówcę
<Terezi? Chwila spokoju? Nie przepadam za wyścigiem zbrojeń,ale jak fabuła się rozwinie będzie jeszcze można walczyć z jakimiś wyimaginowanymi przeciwnikami default smiley ;)>
Pierwsze opowiadania
-Josika
-Alex
-Neriel
-Michael
Poczekam jeszcze dwa dni....w innym wypadku będę musiała usunąć owe postacie
<proszę...nie każcie mi tego robić ;-; >
~Sett
Od Terezi c.d. Nocte
Dziewczyna stanęła z powrotem na parapecie i zaczęła węszyć. Dobrze, że udało jej się zapamiętać zapach wilczycy. Kiedy w końcu wyczuła dopiero co poznaną woń, natychmiast ruszyła w jej stronę. Wyprostowała swoje skrzydła i wzbiła się w powietrze. Śledząc zapach nieznajomej po drodze o mało nie wywróciła paru innych osób. Oczywiście nie obyło się bez przezwisk, jednak zdenerwowana, a w tym samym czasie podekscytowana smoczyca kompletnie to zignorowała i dalej leciała za śmietankową wonią. W końcu zaczęła słyszeć szum liści i wokoło rozniósł się zapach mięty i czekolady – z pewnością trafiła do lasu. Czerwono włosa wykrzywiła nos przez miętowy zapach – zawsze drapał jej już i tak ochrypłe gardło, przez co automatycznie wszelkie odcienie zieleni stały się najbardziej znienawidzonymi kolorami Terezi. Próbując nie skupiać się na okropnych torturach ze strony lasu, dziewczyna z powrotem starała się wyśledzić wilczycę. W końcu udało się jej znaleźć nieznajomą i stanęła na swoje smocze nogi, chowając czarne skrzydła za plecami.
- Dalej chcesz mnie wieszać dzieciaku? – odezwała się białowłosa, wyraźnie słychać drwinę w jej głosie.
- Przysięgam na Boga – zaczęła warcząc Terezi – Najpierw uciekasz, a potem karzesz mi jeszcze włazić do zaśmierdzianego lasu? Nie wspominając już o twoim tonie – nie trzeba było nawet na nią patrzeć, żeby zrozumieć, że kompletnie straciła humor.
Wilczyca lekko się do siebie zaśmiała i znowu przemówiła:
- Miastowa, widzę? Skoro tak bardzo nie lubisz lasów, to po co tu przyszłaś? – smoczyca była zbyt rozzłoszczona, żeby wyczuć, że nieznajoma uniosła brew, patrząc na nią drwiąco.
- Po co, pytasz? – w tej chwili czerwono włosa wyjęła swoje oba miecze, trzymając w lewej dłoni wcześniej przygotowany sznur – Jest pora egzekucji – jej uśmiech znowu wrócił na jej twarz, tym razem był to uśmiech spragniony krwi. Znowu się zaśmiała i rzuciła w stronę „winowajcy”, jednak ta odskoczyła unikając w czas jednego z ostrzy ślepej smoczycy.
Tym razem Terezi wykorzystała swoją moc i przewidziała następne ruchy wilczycy, dzięki czemu szczęśliwie drasnęła swoją przeciwniczkę po brzuchu. Rana nie była jakoś specjalnie głęboka czy bolesna, jednak białowłosa wyraźnie zaskoczona powodzeniem ataku dziewczyny także ustawiła się w pozycji bojowej, gotowa do ataku.
Oczywiście Terezi nie będzie używać ciągle swoich mocy – to zepsułoby całą zabawę. Wyczuwając zdeterminowanie nieznajomej wydała z siebie kolejny śmiech, zacisnęła swoje dłonie na ostrzach i ruszyła z powrotem do ataku. To czy ją zabije, czy zostawi żywą jeszcze przemyśli. Teraz najważniejsza jest zabawa.
<Nocte?>
środa, 12 sierpnia 2015
Od Nocte c.d. Terezi
-A więc sąd...- Głos niski i zimny niczym stal przeciął powietrze sprawiając że niewidoma drgnęła lekko na jego wydźwięk. Rzadko kiedy można było usłyszeć ten głos. Smoczyca znów uniosła głowę a na jej wargi powrócił uśmiech.
-Mówisz!- Wskazała palcem na swoją winną. -Więc lepiej podziel się swoimi słowami obrony, bo inaczej zawiśniesz!- Zaczęła ponownie pieśń sprzed chwili. Wilczyca jednak ani drgnęła, nie okazała też najmniejszego wzruszenia.
-Znów zamierasz? To jedynie utwierdza cię w winie! Skończysz na szubienicy!- Zniosła się gromkim śmiechem, odrzucając głowę w tył. Naglę przestała i przybliżyła się do dziwnej przybyszki.
-Dlaczego się nie odzywasz? Dlaczego nie uciekasz? Kim ty u diabła jesteś?- Warknęła wyraźnie rozzłoszczona tym jak nieznajoma psuje jej zabawę.
-Bo nie muszę...- Lodowy głos ponownie zabrzmiał w uszach czerwonowłosej, a wokoło zdawało się czuć narastający chłód. -Mój jest trup arystokraty, moje też trupy tutejszego cmentarza...- Oznajmiła spokojnie a diaboliczny uśmiech na jej ustach rósł odkrywając rząd kłów.
-Więc zawiś...!- Smoczyca nie skończyła, bo wyczuła jak nieznajoma wstaje.
-Nie ty pierwsza tak mówisz, ale jak inni tego nie zrobisz.- Drapieżny uśmiech nie znikał, jedynie przybierał coraz bardziej nieprzyjemny wyraz. Dziewczyna coś jeszcze chciała powiedzieć, ale nie zdążyła bo znudzona nieznajoma w dwóch susach znalazła się na dachu i odeszła w stronę lasu.
Las nie jest miejscem w którym łatwo o przetrwanie, szczególnie dla tych którzy go nie znają. Taką osobą nie była jednak Nocte, łowczyni od urodzenia. W miarę jak jej talent i umiejętności rosły wybierała coraz to trudniejsze zdobycze. Z czasem również potwory za które brała opłaty aż w końcu nawet i Furry. Dla nich i tak zawsze była dzikim zwierzęciem, a takim zdarza się zagryźć kogoś. Może dlatego że jakoś przewidziała fakt bycia potraktowanym jak człowiek przez małą smoczycę zachęcił ją do zainteresowania się nią i otworzenia ust. Nie żeby uważanie jej za Dreliona jej przeszkadzało. Wylegiwała się z szerokim uśmiechem na konarze potężnego dębu wyobrażając sobie, że czuję ciepło padających nań promieni słonecznych. Błogi spokój głęboko w puszczy po sowitym posiłku był najlepszą nagrodą po udanych łowach. Ale tego dnia błogi spokój przerwał dziwny gość, który wyłonił się zza krzaków z niesionym przekleństwem.
-Dalej chcesz mnie wieszać dzieciaku?- Zadrwiła wilczyca na widok małej czerwonowłosej.
<Terezi?>
Od Terezi c.d Nocte
Smoczyca jeszcze chwilę stała próbując wywęszyć jakiś podstęp, jednak nic nie wyczuła. Jakim cudem nie poczuła, że ktoś był w pobliżu? To pewno przez tego trupa… Jednak ciężko jest się oprzeć takiemu słodkiemu zapachowi wiśni – a dokładniej koloru krwi. Sama krew nie pachniała smakowicie. Lekki uśmiech pojawił się na jej twarzy, po czym skuliła swój ogon pod siebie, opierając jego czubek o parapet i na nim siadając – dzięki temu [wyczuła], że jest mniej więcej na poziomie oczu nieznajome- chwila… Ups. Nieznajomej. Musi jeszcze trochę poćwiczyć rozpoznawanie płci innych. Mniejsza. Wysunęła swoją głowę w stronę intruza i wzięła kilka wdechów i wydechów, próbując w jakiś sposób mniej więcej sobie przybliżyć jej wygląd. Wilczyca. Zapach bitej śmietany – musi mieć białe futro. Lekka woń borówek, to pewno kolor oczu… Nie, oka. Zapach stali… Zapewne ma na sobie jakąś zbroję. Jeszcze chwilę próbowała wyłapać mniejsze szczegóły i poczuła słodki zapach wiśni – lekko wyczuwalny, jednak nadal obecny. Na jej twarzy pojawił się jeszcze szerszy uśmiech ukazujący jej ostre zęby. Następnie wydała z siebie swój firmowy, krótki, szyderczy śmiech przez zaciśnięte zęby i wzięła sprawy w swoje ręce. W końcu ma kogo obwinić i to jeszcze z dobrego powodu!
- A więc, co masz na swoją obronę? – zapytała krzyżując swoje nogi w powietrzu.
Wilczyca kompletnie nie wiedziała o co jej chodzi i jedynie przechyliła głowę i zmarszczyła brwi.
- Nie próbuj udawać, że nie wiesz o czym mówię – kolejny śmiech, tym razem cichszy. Znowu zbliżyła swoją twarz to nieznajomej i „spojrzała” jej w oczy – Jeśli myślisz, że nie czuję zapachu krwi, który zdecydowanie należy do tego truposza na zewnątrz, to się grubo mylisz – tym razem odsunęła się i parsknęła.
Wyczuła zaskoczenie na twarzy wilczycy, jednak ta nadal się nie odzywała.
- A więc siedzimy cicho? Pft… To jedynie potwierdza moje zarzuty wobec twojej osoby. Co masz do obrony? I nie przyjmuję takich wytłumaczeń jak „Ja tylko przechodziłam obok”. Wtedy zapach minąłby w zaledwie kilka sekund. Uwierz mi, nikt nie może uciec od ręki sprawiedliwości słynnej Terezi Pyrope! – najpierw wskazała dłonią na siebie, którą później skierowała do wnętrza swojego pokoju, pokazując wszystkie pluszowe smoki, które zostały skazane za… za cokolwiek zrobiły w głowie smoczycy.
Białowłosa spojrzała do środka, zdecydowanie zdziwiona widokiem. Czemu ona… Nie ważnie. I tak z daleka już widać, że ta cała Pyrope jest jakaś pokręcona. Zwracając swój wzrok znowu z powrotem w stronę szyderczo uśmiechającej się smoczycy, westchnęła i zastanawiała się jak powinna na to wszystko zareagować. Najwidoczniej ten dzieciak chciał pobawić się w jakiś sąd czy coś… Może powinna sobie po prostu odejść i zostawić to dziwadło, jednak widząc po jej zachowaniu, prawdopodobnie by ją zaczęła śledzić. Skrzyżowała ręce i znowu spojrzała na Terezi.
- Oh, aż tak bardzo się boisz swojej porażki? – odrzuciła swoją głowę do tyłu i kolejny śmiech wydostał się jej gardła, chrypki i tym razem głośniejszy. Kiedy skończyła raczej nieprzyjemny dla ucha odgłos, opuściła głowę z powrotem będąc twarzą w twarz z wilczycą. Wcześniej szeroki uśmiech teraz zamienił się w widoczne niezadowolenie i niesmak. Wydała z siebie zirytowany odgłos po czym znowu się odezwała –Jak będziesz tak cicho siedzieć, to nie będzie żadnej zabawy… Chyba, że jesteś niemową, to możesz sobie już iść… - po czym oparła swoje łokcie o kolana i położyła swoją twarz między dłońmi. Na jej twarzy znowu pojawiło się znudzenie, tym razem z odrobiną zawiedzenia.
<Nocte?>
wtorek, 11 sierpnia 2015
Od Nocte c.d. Terezi
-Czego chcesz?!- Odezwał się w końcu próbując nadać swojemu głosowi jak najgroźniejszy wyraz, jednak przepełniająca go groza niszczyła efekt. Cień nie poruszył się, ale uśmiechnął drapieżnie odsłaniając rząd kłów.
-Drelion? Co tu robi dzikie zwierze? Wynoś się! Akysz!- Zamachał gwałtownie próbując przepędzić owo coś, to jednak ani drgnęło. Mężczyzna czując narastający strach ścisnął zawiniątko jeszcze mocniej, gdy cień postanowił wyjść na światło. Nieznana postać wyprostowała się dumnie demonstrując że nie jest Drelionem, a Furry. Czujne uszy cały czas były skierowane na mężczyznę, a w ciemności błyskało tylko jedno oko i przerażający uśmiech.
-Ni... Nie zbliżaj się!- Mężczyzna z dygoczącym głosem dobył mały miecz zza pasa, co wywołało jedynie szerszy uśmiech napastnika. Coś błysnęło tak szybko, że nie można było zarejestrować tego wzrokiem, zimny metaliczny jęk utkwił w uszach mężczyzny który upadł charcząc i krztusząc się krwią, a tuż koło niego upadło zawiniątko. Ciało już jedynie podrygiwało w pośmiertnych skurczach, a cień odszedł spokojnie niosąc okapujący czerwienią przedmiot.
-Masz to?!- Zapytał dźwięcznie hrabia Gwilcwik patrząc na swojego wykonawcę. Kobieta z od niechcenia rzuciła drewnianą skrzynką w nogi arystokraty, brudząc przy okazji posadzkę krwią. Hrabia obrzucił ją nienawistnym spojrzeniem, ale na nic więcej się nie odważył napotykając zimny, błękitny wzrok mieszańca. Od razu uciekł od tych oczu. Stojąca przed nim kobieta dobrze wiedziała, że w skrzynka z którą próbował uciekać jego przyjaciel zawierała niezliczone dokumenty mogące zaprowadzić go na stryczek. Na dodatek mogła ona w każdej chwili go zabić, ot tak dla zabawy. Nerwowym gestem nakazał wręczyć zapłatę mordercy z nadzieją że ten szybko odejdzie i nie powróci. Tak też było, dziewczyna przyjęła opasłą sakiewkę pełną złota, po czym spluwając pod nogi wyszła niespiesznie w całkowitej ciszy. Gdy tylko opuściła teren dworu była gotowa ruszyć z powrotem w góry z dala od tego miejsca. Ciążąca jednak u boku sakiewka zachęcała do zostania tu chwilę dłużej i kupienia sobie kilku przydatnych drobiazgów. Po odwiedzeniu przede wszystkim kowala dziewczyna spokojnie przemierzała miasto z poziomu dachów mieszkań. Przystanęła chwilę gdy trafiła do porannego miejsca zbrodni. Rzadko interesowała się swoimi trupami, ludzie często gadali że to dzikie zwierzę dostało się do miasta i kogoś zabiło, jej taka opinia ludzi nie przeszkadzała. Kucnęła na skraju dachu patrząc w dół, wokół trupa zebrał wianuszek gapiów w tym i jacyś zbrojni. Patrzyła na ten obrazek z spokojem kończąc słodką bułkę nabytą w piekarni. Już miała odejść gdy coś ją przykuło. Mała dziewczyna wychylająca się z okna i węsząca zaciekle. Białowłosa nie cierpiała towarzystwa szczególnie nieletnich smarkaczy, ale ciekawość wzięła górę. Opuściła się na rękach i kocią gracją zeskoczyła na parapet tuż obok smoczycy. Była ślepa, ale poczuła zapach wilczycy. W pierwszym odruchu jak większość zmarszczyła nos i podskoczyła pewna że to Drelion, dopiero po chwili woń człowieka przebiła się przez zapach futra, igliwia i ściółki leśnej.
<Terezi?>
poniedziałek, 10 sierpnia 2015
niedziela, 9 sierpnia 2015
Od Shiro
Skierowałem się w stronę wyjścia. Wszedłem po zardzewiałem drabinie i z trudem przesunąłem pokrywę na bok i wygramoliłem się na powierzchnię. Słońce już zaszło przez co panował przyjemny pół mrok. Wiatr delikatnie dmuchnął mi w twarz zsuwając kaptur z mojej głowy. Ulice były już puste przez co nie musiałem się martwić, że ktoś mnie zauważy. Jeszcze brakuje mi sensacji, że jestem niezwykle podobny do człowieka pełnej krwi. Przeczesałem dłonią moje czarne włosy tylko po to by zaraz z powrotem zakryć je pod kapturem białej bluzy z uszami, którą kiedyś otrzymałem od księciunia. Pomaga mi to choć trochę wtopić się w tłum.
Naciągnąłem z powrotem kaptur na głowę i wyszedłem na brukową uliczkę. Wokół mnie było masę białych i beżowych budynków co w porównaniu do podziemia jest strasznie jasne i zdecydowanie czystsze. Skierowałem się w stronę głównego placu gdzie miałem czekać na Sett'a ,ale znając jego ogoniasty zad pewnie się spóźni, bo to przecież Sett...musi mieć wielkie wejście nawet jak nie ma publiczności .Po drodze minąłem parę par, jakąś pełnokrwistą staruszkę oraz strażnika, którego musiałem ominąć szerokim łukiem. Poznałem ten jego jaszczurzy pysk i wole nie zaczynać z nim pogaduszki.
Po kilku minutach dotarłem na miejsce. Podszedłem do dobrze mi znanej fontanny wykonanego z białego kamienia. Z pysków dwóch smoków lała się woda, zaś po środku wstawiono tablice z imionami zasłużonych. Wśród nich zawsze widziałem to jedno... z którego byłem dumny Akichiko Ushio -mój dziadek który poległ gdzieś w terenie kiedy się urodziłem. Podobno zasłużył na miejsce na tej tablicy, choć sam nie wiem czy to prawda...nie znałem go.
Spojrzałem na zegar w wierzy który pokazywał godzinę piętnaście po dziesiątej. Jak przewidziałem ... Sett się spóźnia. Żadna nowość. Zacząłem krążyć dłonią w chłodnej wodzie fontanny, jednak wciąż nasłuchiwałem. Nie słyszałem krzyku "UWAGA" , machania skrzydłami, czy innych oznak latającego lisa - tylko czyjeś delikatne kroki. Na pewno nie straż, ani Sett... kobieta... to pewne. Nie odwracałem wzroku z nadzieją, że pójdzie w swoją stronę,
< dziewczyno?~ >
Witamy!
środa, 5 sierpnia 2015
Od Terezi
Sen nie jest czymś, czego nasza ślepa smoczyca potrzebuje do życia, jednak raz na jakiś czas można sobie odpocząć. Od kiedy opuściła swój dom na drzewie i swojego smoczego rodzica praktycznie wcale nie śpi. Już przed tym rzadko zasypiała, jednak teraz czuje się jeszcze bardziej niepewnie. Wszystko przez tą głupią pajęczą dziw- Eh. Nie ma co tracić na nią nerwy.
Terezi powoli poruszyła swoim ogonem, zamykając za sobą drzwi. Upewniając się położenia swojego łóżka wzięła głęboki wdech, po czym ruszyła przed siebie, zatrzymując się tuż przed łożem i powoli się na nie wspinając. Położyła się na bok i otuliła się własnymi skrzydłami, ogon owinięty wokół jej nóg. Nieco nerwowo zamknęła swoje zmęczone powieki i zrelaksowała swoje spięte ciało, próbując nie myśleć o tym, co się stało lata temu. Po chwili udało jej się zasnąć i odpłynęła w świat snów.
Czarnowłosa pół dziewczyna-pół pajęczyca leżała na ziemi iw kałuży swojej kobaltowej krwi. Jej odcięta, lewa ręka leżała niedaleko od jej ciała. Po lewym oku ani śladu – jedynie kolejna plama niebieskiej krwi na twarzy. Dziewczyna powoli wstał, próbując utrzymać równowagę. Ból jaki przeszywał jej ciało był niczym w porównaniu do buzującej w niej złości. Używając swojej mocy przejmowania kontroli nad innymi, przeszła do ciała niewinnego pół byka. Wiedziała dokładnie co robi. Wszystko sobie idealnie zaplanowała – a teraz w końcu będzie mogła się na niej odegrać. Będąc w ciele biednego chłopaka skorzystała z jego mocy porozumiewania się z innymi zwierzętami, po czym przejęła umysł niejakiego śnieżnobiałego smoka. Gdyby nie fakt, że jej cel jest po za zasięgiem jej mocy, mogłaby od razu się nią zająć. Jednak miała szczęście, że przynajmniej da radę użyć jej smoka.
Korzystając ze smoczego ciała, rozkazała śpiącej Terezi wyjść ze swojego domu na drzewie i prosto w las. Nieświadoma niczego smoczyca dalej smacznie drzemała. Kiedy ona w swoim śnie przechadzała się pomiędzy złotymi budynkami, w tym czasie jej prawdziwe ciało szło przez las. W pewnym momencie się zatrzymała i spojrzała do góry. Otworzyła oczy i ujrzała przepiękny blask serca Skaii. Jej prawdziwe oczy także coś ujrzały, jednak nie było to niewinne światełko świata ponad nią – było to najprawdziwsze słońce. Jeszcze przez chwilę Terezi wpatrywała się w oślepiającą gwiazdę, nawet nie będąc tego świadoma, i kiedy promienie wypaliły kompletnie jej wzrok bezsilnie upadła na trawę pod nią. Kiedy się obudziła, nie widziała nic. Kompletnie nic. Czarna pustka.
Tym czasem pajęcza dziewczyna wróciła do swojego ciała i zadowolona z wyniku swojej misji wróciła do swojej kryjówki zająć się swoimi obrażeniami.
Terezi szybko otworzyła oczy, jednak niczego nie widziała. Czarno. Po chwili wróciła do zdrowych zmysłów i powoli usiadła na brzegu swojego łóżka. Pierwszy raz od tygodni położyła się spać i w zamian dostała znowu ten sam sen. Los się jednak do niej nie uśmiecha, huh?
Wyprostowała swoje spięte skrzydła, po czym je złożyła za swoimi plecami, żeby niczego przypadkiem nie potrącić. Znowu wzięła głęboki wdech próbując określić stan jej pokoju. Wszystko wydaje się być tak jak powinno – mała ilość mebli, porozrzucane randomowe przedmioty i jej pluszowe smoki – jedne leżące w nieładzie na podłodze, inne powieszone za szyję i przywiązane sznurem do sufitu. Myśl o tych wszystkich zbrodniarzach zwisających nad jej głową przyniosła jej ochotę na kolejną grę w sąd. Problem w tym, że nie wie jaką sprawę mogłaby odbyć, a nic innego w tej chwili nie ma do roboty. Zdenerwowana swoją obecną sytuacją, otworzyła okno i usiadła na parapecie, wystawiając swoje smocze nogi na zewnątrz i ze skwaszoną miną próbowała coś wymyślić. Może poszukać sobie jakiejś roboty? Albo kogoś zaczepić i się z nim podrażnić? Kompletnie nie miała pomysłu, co mogłaby zrobić, tak więc siedziała i wdychała przeróżne zapachy z zewnątrz, czekając na jakąś akcję.
(Ktokolwiek?)
wtorek, 4 sierpnia 2015
niedziela, 2 sierpnia 2015
Wielkie otwarcie!
Serdecznie zapraszamy!