niedziela, 13 września 2015

Witamy

<yup..na chwile dostałam się na kompa XD >


Monsoon Draven/ 15 lat/ Muzykant


Kotarou Asaki/ 18 lat/ morderca



Shire Wodter/ Shi/ 19 lat/ Diler 

sobota, 12 września 2015

Problemy

Jak pewnie niektórzy (jak ktokolwiek jeszcze tu wchodzi)  zauważyli, miasto lekko podało...  Jest to lekko spowodowane iż zaczęła się szkoła, a ja nie mam dostępu do laptopa... Skutkuje to, niezdolnością wstawiania formularzy (Przepraszam te 3 osoby, które jeszcze nie są wstawione) . 
Miałam to dzisiaj wszystko ogarnąć, ale pojawił się jeszcze jeden problem o nazwie grypa =_= tak... Jestem chora i nie mogę wyjść z domu np.do tatu który ma mój laptop i wifi.... 
Więc proszę o cierpliwość.... Jak nie wstawie w tym tygodniu to na pewno w następnym.... Obiecuje.
I do tych co już są dodani:
To że nie mam lapka nie oznacza, że postów nie mogę wstawiać... Proszę... Napiszcie choć jedno opowiada na znak, że jeszcze żyjecie xd

Pozdrawiam z aplikacji Bloggera na telefon xd
~Sett

poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Od Shiro c.d Laure

   Szczerze powiedziawszy, to... mam cholerny fart do znajdowania sobie towarzystwa. Jak nie rozgadany, szalony książę, to mała, wredna smarkula igrająca ze strażą królewską. Ona ściągnie na nas kłopoty, a liczę jednak, że Sett zajmie tron po tym starym pryku i w końcu z legalizuje na wychodzenia ludzi z podziemia na powierzchnie. Nawet mi tam jest trudno żyć, choć mieszkam tam praktycznie od urodzenia.
   -Zepsuliście mi całą zabawę! – jęknęła z urazą dziewczynka napuszając przy tym policzki. Wyglądała za słodko... zdecydowanie za słodko jak dla mnie...aż mnie zemdliło. Sett najwyraźniej zignorował tą skargę patrząc nadal na miejsce gdzie ostatnio zniknęli strażnicy. Widać, było , że martwi się czymś... chwila... on martwi?
   -Ale popędzili...aż się za nimi kurzyło! nie wierzę, że udało ci się ich, aż tak spławić, jak ty to zrobiłaś? Mi nigdy się nie udało, nie ważne, czy wyciągałem ich w najciemniejszą jaskinie, czy wysyłałem na nich stado moich największych chowańców - no tak... zaczyna się jego podniecony monolog. - Jesteś niesamowita! Jednak nie męcz straży, bo jak spotkasz generała, to ci łep urżnie, a przy okazji mi....
   Pokręciłem głową z niewielkim uśmiechem. Tego to chyba na serio nic nie zmartwi... chyba, że ktoś skubnie mu jego karteczki lub nie wpuści go do świątyni czy jaskini ... wtedy może być źle.
   Białowłosy przyklęknął przed króliczkiem (matko.... króliczek...czemu ja to tak zasłodziłem...?) i poczochrał jej brązowe kłaki rozwalając przy tym chyba jakąś kokardkę.
  -Jak ci na imię? - spytał w zaskakująco krótki sposób. Dziwnę, że nie zaczął paplać coś w stylu "pewnie słodka. Bo przecież taka kruszynka musi bla bla" ohyda...
<Laure? jakoś nie mogę wyczuć twojej postaci ;-; będę pewnie pisać same myśli..ci moi filozofowie XD >

Od Nocte c.d. Terezi

Nocte siedziała w całkowitej ciszy obserwując smoczycę zimnymi oczyma. Musiało w niej być naprawdę coś innego skoro ta samotniczka wpierw się nią zainteresowała, później walczyła a teraz nawet rozmawia. A może było to spowodowane tak długą samotnością i najzwyklejszą chęciom otworzenia do kogoś gęby. Kogoś kto rozmawia z nią normalnie, a nie trzęsie się na jej widok jak na widok dzikiego zwierzęcia. Ciekawiło ją też dlaczego ta mała nie reaguje na nią jak inni. Może dlatego że jej nie widzi? A może po prostu jej nie zna?
-Znów milkniesz? Czemu ty tak siedzisz i nic nie gadasz? Przecież nie jesteś niemową.- Przerwał jej zamyślenie głos czerwonowłosej. Nie odpowiedziała jednak, z kamiennym wyrazem twarzy patrząc w nieruchome oczy dziewczyny. W sumie co miała do stracenia? Całkowicie nic, jeśli będzie miała jej dość przegna ją, bądź zgubi w lesie. A na razie mogła to być ciekawa przygoda.
-Tylko pod jednym warunkiem...- Odezwała się z wolna a mała przestała się turlać po trawie i uniosła się na łokciach by podnieść głowę na wilczycę i uniosła pytająco brew.
-Chcę znać twoje imię.- Uśmiechnęła się, było to dla niej tak nienaturalne, że i tak wyglądało to iście diabolicznie.
-Terezi, Terezi Pyrope.- Rzuciła krótko po czym zerwała się na równe nogi. Nocte jednak ani drgnęła, nie śpieszyło jej się podnosić z ziemi.
-Teraz spróbujemy odegrać krótką scenkę! Tak na rozgrzewkę, jeśli mam cię nauczyć gry w sąd muszę z tobą zacząć od podstaw.- Cały czas mówiła machając przed sobą wyprostowanym palcem. -Tylko co by tutaj na pierwszy ogień wymyślić...- Zastanawiała się nawet nie zwracając uwagi na białowłosą. -Sąd na razie nie bo to ci bynajmniej nie wychodzi, więc coś prostszego... może...- Uniosła głowę mrucząc cicho w pełnej konsternacji. Nox nie przeszkadzała jej położyła się jedynie na trawie wyciągając wszystkie kończyny i przeciągając się z głośnym ziewnięciem.

<Terezi? Co wymyślisz?>

piątek, 28 sierpnia 2015

Od Laure c.d. Sett'a

Dlaczego ludzie muszą być tacy… przewidywalni? Zawsze gdy kogoś spotykam, pierwsze co słyszę to „Gdzie są twoi rodzice, na pewno się o ciebie martwią, ble ble blee…”
NUUUDAAA
-A gdzie są twoi? – spytałam, przedrzeźniając jego drętwy ton z wysuniętym językiem.
-Nie twój interes – odparł czarnowłosy lodowatym głosem.
-Nie twój interes – znów naśladowałam jego głos.
Wyszczerzyliśmy kły w swoim kierunku, spoglądając na siebie z nienawiścią. Księciunio zaczął wyglądać z krzaków, jakby obawiał się, że ktoś nas usłyszy.
-A może by tak trochę… ciszej…
-Nie wtrącaj się! – wrzasnęliśmy ze sztywniakiem w jednym momencie.
Na reakcję ze strony straży nie musieliśmy czekać długo. Ich rytmiczne, głośne kroki zmierzały wyraźnie w naszą stronę.
Bez zastanowienia zeskoczyłam z drzewa, lądując w krzakach.
-O cholera… Co robimy?! – spytał zaniepokojony lisowaty.
-Chyba już… czas na mnie - zachichotałam ze swoją złowieszczą minką, a po chwili zostały ze mnie już tylko drobinki piasku, targane wysoko przez wiatr.
Na twarzach chłopców rysowała się panika.
-Tak po prostu uciekła?! – zapytał lisowaty, niedowierzającym głosem.
Eh, ludzie potrafią być jednak zabawni. Rozkoszowałam się… przez moment ich reakcją pod okryciem iluzji, jednak strażnicy zbliżali się w nieubłagalnie szybkim tempie. Trzeba ich było jakoś stąd przepędzić… Minęłam niewielki orszak, po czym, będąc jakieś 20 metrów za nimi, ujawniłam się. Zagwizdałam na palcach tak, by mnie usłyszeli, po czym zaczęłam podskakiwać i wymachiwać ręką.
-Stój! W imię władzy królewskiej zostajesz aresztowana!
-Spróbujcie mnie złapać, żółwie!
Po tych słowach ruszyliśmy w tango. Biegłam przed siebie w podskokach, a za mną ganiał cały oddział królewskiej gwardii… Dawno się tak dobrze nie bawiłam… Gdy strażnicy już mieli mnie uchwycić, „pojawiałam” się niecałe 10 metrów przed nimi, wprawiając ich w furię. Nagle moim oczom ukazało się rozwidlenie… Postanowiłam skręcić w prawą stronę, natomiast w lewą uliczkę posłałam swojego „klona”. Oddział stanął w miejscu spoglądając ze zdziwieniem na dwie identyczne postaci biegnące w przeciwnych kierunkach. W końcu dowódca zdecydował o rozdzieleniu się. W ten oto sposób tuzin wartowników podążał za mną, a druga dwunastka ganiała za iluzją, która po pewnym czasie po prostu znikła. Niestety, obszar, na którym działają moje czary jest ograniczony…
Tak więc, gonitwa trwała nadal, niestety dobiegłam do okrągłego placyku, otoczonego z każdej strony domami. Stąd nie było ucieczki… Cóż, będę musiała znaleźć jakiś inny sposób na figle. Podbiegłam na sam środek placu. Już po chwili zza rogu wyłonili się rozwścieczeni strażnicy. Bez zastanowienia rzucili się w moją stronę, jednak… Zanim zdążyli chociażby dosięgnąć mnie końcówką miecza, rozpłynęłam się w powietrzu, pozostawiając jedynie świecący pyłek. Strażnicy poczęli rozglądać się wokół siebie nieporadnie. Byli dokładnie tam, gdzie ich chciałam…
-Gdzie ona jest?!
-Miejcie oczy szeroko otwarte! Nie mogła tak po prostu zniknąć, na pewno gdzieś tu jest.
-Jeest.. – wokół rozległ cię cichy szept.
Gwardia nie była w stanie określić, z której strony pochodzi dźwięk. Na ich twarzach rósł niepokój. Echo głośnego śmiechu wzbudzało w nich paraliżujący strach… Z cieni poczęło wyłaniać się kilkanaście mych bliźniaczek. Wszystkie identyczne… Wśród nich byłam także ja. Wszystkie zaczęłyśmy zbliżać się powoli do wartowników, okrążając ich skutecznie. Nie było już drogi ucieczki… Wiedzieli o tym. Ach, ludzie wyglądają tak śmiesznie, gdy się boją! Zastanawiam się, którego wykończyć jako pierwszego… Może dowódcę? A może tego najlepiej zbudowanego? Tyle możliwości…
-Przestań! Zostaw ich! – do moich uszu dotarł głośny krzyk razem ze strażą spojrzeliśmy w kierunku, z którego się wydobywał. Stali tam nie kto inny jak lisowaty i czarnowłosy. Westchnęłam z niezadowoleniem. A miało być tak fajnie…
Pstryknęłam w palce, a wszystkie klony zniknęły. Strażnicy z istną paniką spojrzeli na mnie.
-No co się gapicie?! Wynocha!
Na reakcję nie czekałam długo. Oddziałek popędził uliczką, niemal nie przewracając się w szaleńczym biegu. Nie zwrócili nawet uwagi na chłopców, spoglądających na całe widowisko.
-Zepsuliście mi całą zabawę! – rzuciłam z pretensją w głosie?


Sett? Shiro? Co powiecie?

Od Terezi c.d Nocte

Po przegranej walce czerwono włosa usiadła spokojnie na trawie i odłożyła swoje ostrza na bok.
- A jak cię zwą? – zapytała, ciekawa imienia wilczycy. Wypadałoby znać imię osoby, z którą się właśnie przegrało pojedynek. 
Białowłosa spojrzała znowu na smoczycę i po chwili usiadła naprzeciwko niej, nieco dalej, żeby uniknąć bliższego kontaktu.
- Nocte Venator, lub po prostu Nocte – odpowiedziała przyglądając się młodszej dziewczynie. Ta natomiast skierowała głowę w dół i zaczęła po cichu warczeć, dźwięk chwilę później stał się głośniejszy. Nocte uniosła jedną brew, kompletnie nie rozumiejąc gniewu Terezi. Nadal jest zła za przegraną?
- Ughhh… Czemu musisz mieć takie głupie imię! – smoczyca po chwili wybuchła i wyrzuciła obie ręce do góry – Nie mogę ci wymyślić żadnego drażniącego przezwiska! – następnie wydała z siebie odgłos niczym umierający wieloryb i legła na trawę, twarzą w stronę słońca. Wilczyca tylko wpatrywała się w nią, zaskoczona powodem złości czerwono włosej. Położyła dłoń na swoim czole i westchnęła. To dziecko ma jakieś spore problemy ze sobą…
- A mogę wiedzieć, po co ci wymyślać mnie ‘drażniące przezwisko’? – jej wyraz twarzy z powrotem wrócił do normalnego, nieco ciekawego odpowiedzi – Przecież znamy się chwilę, a i tak przecież się już pewno nie spotkamy… - po części miała rację. Zazwyczaj w takim przypadku każdy by poszedł w swoją stronę. Prawda?
Terezi nagle z powrotem usiadła i skierowała swoją twarz z powrotem do swojej rozmówczyni.
- Po pierwsze; wymyślam te przezwiska, żeby potem innych trochę podrażnić lub zawstydzić przy ludziach, co jest świetną zabawą tak na marginesie, a po drugie; skąd wiesz, że się nie spotkamy? – nagle na twarzy smoczycy pojawił się szyderczy uśmiech. Nocte, znowu nieco zdziwiona odpowiedzią, ponownie westchnęła i spuściła swoją głowę w dół.
- Nie zostawisz mnie w spokoju… Prawda? – w odpowiedzi otrzymała jedynie krótki chichot od Terezi. Sama już nie wiedziała, co czuje. Co prawda, smoczyca była denerwująca i uporczywa jak małe dziecko, ale z drugiej strony udało jej się sprawić, że wilczyca zamiast najzwyczajniej w świecie gdzieś ją zgubić to poświęciła trochę swojego czasu na rozmowę i krótką walkę. Kiedy wilczyca dalej zastanawiała się nad tym co się stało w ostatnim czasie, czerwono włosa znowu przemówiła.
- Powiem tyle; jesteś całkiem ciekawa i podoba mi się twój styl bycia. Jednak zdecydowanie będziemy musiały popracować nad twoimi umiejętnościami w grę w sąd lub inne sceny… - smoczyca machnęła swoim ogonem, uderzając nim o ziemię i na jej twarzy znowu pojawił się szeroki uśmiech.
- Chwila, chwila, chwila. Poczekaj no, ja się tu jeszcze na nic nie zgodziłam! – Nocte natychmiast i głośno odpowiedziała – Nie przypominam sobie, żebym gdzieś podpisała jakiś kontrakt na zabawy w jakieś dziecięce gry z upierdliwym smokiem w pakiecie – zdecydowana biało włosa skrzyżowała ręce na piersi i zmarszczyła brwi.
- A ja nie przypominam sobie, żebyś się nie zgadzała – Terezi po chwili położyła się na brzuchu i oparła brodę o swoje dłonie, nie przestając się uśmiechać – Więc jak? Decyduj się; zgadzasz się na moje towarzystwo, albo wracam do swojego domu i zapominamy o wszystkim? – ciągnęła, próbując wyczuć jaki wyraz twarzy miała teraz Nocte.

<Nocte? Sorka, że tak późno, ale mój laps po pięciu latach postanowił się zepsuć i musiałam go dać do naprawy...>

czwartek, 27 sierpnia 2015

Od Elaine


Poranne promienie słońca wdarły się przez zasłony w oknie do niewielkiego pokoju padając na łóżko. Westchnęłam i nakryłam głowę bardziej, białą kołdrą, a raczej kocem. Wtuliłam bardziej do siebie futerkową poduszkę, by móc przynajmniej na parę minut znów pogrążyć się w śnie, a ogon otulił się wokół wystających nóg spod pościeli. Parę minut przemieniło się w pół godziny, a później w godzinę. Jak się nie śpi po nocach to ma się za swoje w końcu. Nagle zadzwonił budzik, a wówczas nie ma przebacz ani jeszcze pięciu minut. Leniwie wyjęłam rękę spod ciepłego miejsca i zaczęłam szukać tej przeklętej maszyny, która codziennie wyrywa mnie ze snu. Może i dobrze? Po chwili, gdy udało się wyłączyć to ustrojstwo, wychyliłam głowę i zastrzygłam uszami. Zegarek wskazywał godzinę ósmą, więc do tego niby spotkania mam jeszcze czas. Wstałam i chwyciłam ubrania, które leżały wcześniej naszykowane na ten dzień, po czym szybko niczym strzała wbiegłam do łazienki, by się odświeżyć. Pomieszczenie było białe z dodatkiem błękitu co świetnie pasowało do zawartości. Do wanny wlałam ciepłej wody oraz płynu. Brudne ciuchy rzuciłam do kosza na nie przeznaczonego. Trza kiedyś zrobić te pranie, bo kosz jest już prawie zapełniony. Po dość długiej kąpieli, skierowałam się do kuchni z ręcznikiem na głowie, który zawinęłam w stylu ala turbanu, by włosy szybciej wyschły oraz czystych ubraniach. Ciekawiło mnie, czy ojciec jeszcze o mnie pamięta. Czy raczej zapomniał i zabawia się w najlepsze z swoją kochanką o ile jeszcze takową posiada. Warknęłam, po czym z małego koszyczka wyjęłam czerwone jabłko. Szkarłat. Kolor, który mają, a raczej miały róże w ogrodzie mej rodzicielki. Spojrzałam na owoc i szybko go odstawiłam na miejsce. Bez jedzenia raczej też można się obejść lub później na mieście wskoczyć po jakąś małą przegryzkę. Poszłam do pokoju, gdzie tam zdjęłam "nakrycie" i zaczęłam suszyć białe kłaki, a zarazem je rozczesywać, układając w kucyk. Po zabawie z fryzurą, zapakowałam do czarnego pokrowca skrzypce, zarzuciłam na ramię i ruszyłam w drogę do wybranego miejsca czyli zamku. Rodzinie królewskiej zachciało się muzyki na żywo, a nie z płyty, bądź radia, przez co obiecali niewielką zapłatę. Wychodząc z budynku, na brałam powietrza w płuca, widząc strażników, którzy pełnili wówczas dzienną wartę. Zakryłam głowę kapturem od płaszcza i z kocią gracją prześlizgiwałam się przez szczeliny między innymi osobami. Przechodząc tuż obok przystani, gdzie było można usłyszeć jak ktoś daję występ muzyczny. Jakaś dziewczyna, o ślicznym głosie, lecz teraz nie to mnie interesowało. Chcąc iść dalej, przez przypadek wpadłam na kogoś. 
- Przepraszam. - nie spoglądając na pechowca wyminęłam go bardziej zaciągając kaptur. Nie oczekiwałam jakiejś specjalnej odpowiedzi ani kłótni typu "jak idziesz" lub "patrz, gdzie idziesz".
- Nic się nie stało. - dostałam odpowiedź. Byłam przygotowana na zupełnie co innego, a tu proszę. Taka niespodzianka. Przyśpieszyłam kroku, by nie spóźnić się do roboty jaką dostałam. Nie chciałam zawieść klientów, a szczególnie nie tych. Spojrzałam na zegarek na moim ręku. Godzina dziesiąta, czyli mam jeszcze pół godziny dla siebie. Zwolniłam będąc parę metrów od bram wielkiej budowli, a uśmiech mimowolnie sam wtargnął na mordkę. Oparłam się o jedną z kolumn, obserwując bacznie cały zamek jak i to co działo się wokół mnie. Tu to dopiero jest straży! Za pewnie większość mnie pamięta, więc aż tak źle raczej nie jest... chyba. W pewnym momencie bramy się otworzyły, a w nich pojawiła się para królewska, która ruchem ręki dała znać, iż mam wejść do środka co też uczyniłam. W środku odważyłam się zdjąć kaptur, gdyż nie musiałam się obawiać moich drogich znajomych strażników. Przechodziłam przez wiele korytarzy, póki nie trafiłam do wielkiej sali, w której znajdowały się fotele oraz jakieś balony, co mnie zdziwiło. Przecież jakby ktoś z nich obchodził jakieś urodziny to raczej chyba byłoby to ogłoszone w mieście, a nie chowane w tajemnicy oraz nie wzięli by mnie tylko kogoś bardziej... utalentowanego według mnie. Przy drzwiach położyłam pokrowiec i wyjęłam instrument muzyczny, po czym stanęłam w cieniu przy ścianie, by nie było mnie widać. Słychać było parę oraz zapewne ich córkę oraz... ten sam głos, który przy tym zderzeniu. Czyżby wtedy to był nasz królewicz głodny przygód oraz tajemnic? Odczekałam, aż wszyscy zajmą miejsca i nastanie cisza, a wtedy ja zaczęłam grać na skrzypcach, wyłaniając się powoli z ukrycia. Najpierw ciszej, po czym głośniej i bardziej rytmicznie. Od czasu do czasu zerkałam kątem oka na publiczność, na których twarzach zagościł mały uśmieszek. A co, by zrobić, by włączyć do tego również swój głos? Przecież chcieli tylko grę na skrzypcach, bez żadnych gratisów, lecz zazwyczaj lubiłam sprawiać niespodzianki lub łamać zasady. Gdy muzyka ucichła, tylko królewicz miał dalej ten szeroki uśmieszek ma twarzy, który dalej nie znikał. Jakby czekał na dalszy ciąg, jakby coś miało się teraz wydarzyć. No i się doczekał, niech będzie moja starta również. Przesunęłam smyczkiem, po strunach skrzypiec, a tuż zraz... przyłączył się mój głos. Posłałam mu delikatny uśmieszek tak jak zawsze to robiłam, by zachęcić dzieci, młodzież oraz dorosłych jak i starszych do tańca lub wspólnego śpiewu. Muzyka była bardziej skoczna jak i słowa, przez co mogłam bardziej umilić czas słuchaczom. 
Po skończonym występie, dostałam wypłatę i zaczęłam pakować swoje rzeczy. Czemu akurat ja, a nie ktoś z większym talentem ode mnie? Zarzuciłam na siebie pokrowiec oraz kaptur. Na sam koniec odwróciłam się jeszcze, by zobaczyć dokładniej tę sale, lecz coś, a raczej ktoś mi w tym przeszkodził. Usłyszałam tylko kroki skierowane w moim kierunku, które zaraz za mną stanęły. Ulżyło mi, iż to nie byli strażnicy, lecz ktoś z rodziny królewskiej. Nie spojrzałam kto to był, tylko walnęłam pierwszy lepszy tekst, który przyszedł mi do głowy.
- Już idę, nie trzeba mnie pilnować jakbym była jakimś... złodziejem, czy coś w tym stylu. - odpowiedziałam poważnym tonem, kierując się w stronę wyjścia.

< Sett? >